Tym razem kuchnia krztusiła się od dymu papierosów przywiezionych zza wschodniej granicy. Na stole nakrytym wdzięczną ceratą w drobną kratkę spoczywała prowizoryczna popielniczka, skonstruowana z puszki po konserwie rybnej. Dodawało to nie tylko niewątpliwie wytrawnego zapachu, ale także wprowadzało nutkę marynistycznej nostalgii i zarazem praktycyzmu.
Blade i bezosobowe ściany zdawały się być jeszcze bardziej przytłoczone niż mieszkańcy owego lokum - Wyobraźnia ze spalonymi przez osiedlową fryzjerkę włosami, Fobia z wiecznie przymrużonymi, niby zalotnie, oczami i On. Wielki i Potężny, buldożer rozumu uprzątający pośrodku kosmosu agorę pewników. Tę uroczą ilustrację naświetlała, zwisająca z sufitu żarówka, przeżywająca prawdopodobnie atak katalepsji.
Siedziałam tuż przy kaflowym piecu, czekając na chociażby milimetr zainteresowania. Przecież zostałam listownie zaproszona. Jednakże nawet, gdybym wyszła, pozostałoby to zapewne niezauważone.
Zgromadzeni zdawali się jeszcze na kogoś czekać. Fobia ze zniecierpliwieniem obgryzała paznokcie, nadając tej czynności znaczenie niemal święte.
-O, jeszcze to. Stadium rozwojowe owada. Na pięć liter.
-Zupełnie bez wyobraźni - powiedział z przekąsem Wielki i ostentacyjnie zgasił papierosa w prawie rozwiązanej krzyżówce.
Kartki papieru zwinęły się wraz z entuzjazmem Wyobraźni.
Po chwili do niewielkiej kuchni wszedł Człowiek Bez Twarzy, wyjmując z pocerowanej marynarki dwie butelki wódki Z czerwoną kartką.
-Trzy miały być - zagrzmiał Wielki i złowrogo zbliżył pięść do miejsca, w którym Człowiek powinien mieć twarz.
-Wypiłem. Po drodze...
Potężny nie pozwolił mu dokończyć misternych tłumaczeń i zrobił użytek ze swej siły. Na płaskim obliczu Człowieka pojawił się czerwony ślad męskiej dłoni.
-Tak to przegrałeś turniej z twarzą - dodał i zaczął rozlewać alkohol do plastikowych kieliszków.
-Wszyscy...Tacy sami. Pieprzeni herbertyści - skwitowała Fobia i wlała w siebie połowę zawartości drugiej butelki.
Wyobraźnia nie bez zastanowienia przełknęła rosyjski tytoń i udała się do przedpokoju.
-Chyba herberci. I cała reszta tetmajerów, wojaczków, przybosiów i innych samozwańców. Stają, odwracając się swoimi poetycznymi dupami w stronę słońca. Zawsze powtarzam, gdyby nie urodzili się osiwiali i zarośnięci nie zaistniałoby nic. Poezja musi nosić długą brodę, którą życie delikatnie podcina. Bez tego świat stanąłby na łysej, pustej głowie, a nas zemdliłoby od kuriozalnej, cuchnącej żółcią pustki.
Zatrzasnęła drzwi, a głuchy pomruk wiatru zaczął przewracać oddychające wdzięcznym zdumieniem ludzkie kręgle...
"obgryzała paznokcie, nadając tej czynności znaczenie niemal święte" - widywałem takie zachowania, faktycznie - obgryzaniu towarzyszyło wielkie namaszczenie. :)))
Jestem na tak, jak to się tu mawia... tylko popielniczka z puszki skonstruowana mi nie odpowiada, dla mnie wystarczyłoby zwykłe: "zrobiona", bo konstruowanie kojarzy mi się z większym nakładem sił i środków. Pozdrowienia.
że zrobienie popielniczki z puszki
jest w ustach kobiety jej skonstruowaniem... ;)))
Ps. Wybacz mi roszadę słów użytych przez Ciebie w tekście. Powyżsi czytelnicy realizują wobec Ciebie nieusankcjonowaną niczym promesę. Jedynie co mogę zrobić, to uznać Twój kunszt za dialog. Poprowadziłaś go z Wyobraźnią:)