Literatura

Czas (opowiadanie)

tirith

                Spojrzał na zegarek. Spóźniała się. Co prawda przyszedł dziesięć minut przed czasem, ale czeka już od dwudziestu minut. Może coś się stało? Nie, raczej nie. Właściwie to powinien się przyzwyczaić, że ona zawsze się spóźnia. Z drugiej strony, kiedyś sprawiła mu niesamowitą przyjemność pojawiając się punktualnie. Czasami myśli, że wtedy bardziej jej zależało. Teraz wszystko spowszedniało i ona też traktuje go, jak stały element dekoracji. Skarcił się w duchu za takie teorie i wzrokiem zaczął szukać kelnera, aby zamówić kawę. Mała, przytulna restauracja, w której się umówili, mieściła się w centrum miasta, jednak w jej wnętrzu zupełnie się tego nie odczuwało. Jej wystrój był połączeniem bajkowych domków dobrych wróżek z wnętrzem domowego salonu z początku XX wieku. Miękkie kanapy, sprawiające wrażenie starych, wraz z niskimi stolikami na herbatę, dwuosobowe okrągłe stoły, dla par chcących zjeść romantyczną kolację, oraz większe stoły dla całych rodzin. Wszystko to skąpane w eterycznym świetle lamp naftowych i świec. Zastanawiało go, to upodobanie do antyków i staroci, które w sobie pielęgnowała. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wolałaby żyć przed wojną, a może jeszcze wcześniej.

                Spostrzegł młodzieńca, sunącego powoli w jego stronę. Zachęcił go skinieniem głowy, lecz ten wcale nie przyspieszył. Ważył każdy krok, jakby chcąc mieć pewność, że stąpa po ziemi. W końcu dotarł do stolika, ukłonił się i powiedział:

- W czym mogę pomóc Szanownemu Panu?

- Chciałbym zamówić kawę.

- Oczywiście. Może zaproponuję jakieś ciastko. Mamy dzisiaj wspaniały biszkopt.

- Nie, dziękuję. Poproszę tylko kawę.

- Jest Pan pewien? To może chociaż czekoladkę?

- Jestem wdzięczny za troskę, ale naprawdę dziękuję.

Sądził, że jego odpowiedź była uprzejma, a jednak dostrzegł, że kelner poczuł się urażony odmową. Ponownie zerknął na zegarek i uczucie irytacji, a jednocześnie jakiegoś nieokreślonego lęku powróciło. Próbował się uspokoić, przecież to tylko parę minut. Wiedział, że jeśli nie wytłumaczy sobie tego, to niepotrzebnie się pokłócą. A tego nie chciał. Nie dzisiaj. Dzisiaj ma być wyjątkowy wieczór i nie pozwoli, aby cokolwiek go zniszczyło. A już na pewno nie taka drobnostka.

Dostał swoją kawę i nawet ją wypił, a jej dalej nie było. To już prawie pół godziny. Może powinien zadzwonić? Nie, raczej nie. Gdyby coś się stało, to by zadzwoniła.

- Życzy Pan sobie czegoś jeszcze? – zapytał młodzieniec, prawie się nie uśmiechając.

- Nie, dziękuję.

- Może lampkę wina?

- Hmm… Tak poproszę.

- Jakieś konkretne? Białe, czerwone?

- Proszę podać pana ulubione.

Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Chyba chciał zrobić chłopakowi przyjemność, ale ten tylko ukłonił się i odszedł, zabierając pustą filiżankę po kawie. Znowu miał wrażenie, że go uraził. Wytłumaczył sobie, że to nie jego wina. Kelner z pewnością miał ciężki dzień. Powinien to zrozumieć. Sam też miewał ciężkie dni w pracy. Ostatnio zdarzało się to nawet częściej. Ostatnio, czyli odkąd ją poznał, czyli jakieś pół roku. Ale czy to jego wina, że weszła do tego samego sklepu, co on. Kupował tam herbatę regularnie od dziesięciu lat. W ciągu całej dekady nie poznał w tym miejscu nikogo poza starszym właścicielem. I oto w pewien czerwcowy wieczór ona wstąpiła wracając z pracy.

- Dobry wieczór – przywitała się. – Szukam herbaty, która działała by jak kawa, ale smakowała i pachniała jak trawa po deszczu. Pan musi się na tym znać, prawda?

Chciał odpowiedzieć, ale nie wiedział co. Na szczęście z opresji wybawił go właściciel.

- Pani wybaczy, ale to jeden z moich najlepszych klientów, a nie pracownik. Proszę tu jest to, czego  pani szuka – wskazał na półkę po drugiej stronie sklepu.

Ona jednak nie ruszyła się z miejsca, wpatrując się w człowieka, którego pomyliła ze sprzedawcą. Uśmiechnął się niepewnie, wybąkał coś, że nic nie szkodzi i wyszedł ze sklepu, nic nie kupując. Dogoniła go dwie ulice dalej, wręczając paczkę z jego zakupami. Podziękował. A kiedy zaproponowała kawę, zgodził się. I tak zostało do dziś. Piją kawę, kupują herbatę, chodzą do kina, teatru, nawet bywają na wernisażach. I jadają razem kolacje.

- Czy wino smakowało?

- Tak, dziękuję.

- Jeszcze jedną lampkę?

- Poproszę.

Młodzieniec nadal wyglądał na smutnego. Tak smutnego. Wcześniej sądził, że jest na coś zły, ale on był raczej smutny. Może powinien dać mu napiwek? Nie, raczej nie. Ona zawsze dawała napiwki uśmiechniętym ludziom. „Przecież nikt im nie płaci za uśmiech, to my możemy to zrobić” – mówiła. Sądził, że dlatego się w nim zakochała. Dlatego, że się uśmiechnął. To było takie proste. Jeden uśmiech i tyle szczęścia.

Nie skończył jeszcze pić trzeciego kieliszka, kiedy kelner podał mu rachunek. Wyjął odliczone pieniądze z kieszeni spodni, po czym otworzył portfel i dorzucił jeszcze dychę. Pewnie by tego nie pochwaliła, ale to może sprawi, że kelner się uśmiechnie. Wstał i ruszył w stronę drzwi, kiedy usłyszał dzwonek swojego telefonu. Odebrał.

- Słucham.

- Cześć. Tu Frank. Jak się trzymasz?

- Dobrze.

- To już dziesięć lat. Byłeś w tej restauracji?

- Właśnie wychodzę. Tylko tak umiem sobie z tym radzić.

- Przyjedź do mnie. Przynajmniej nie będziesz sam.

- Frank. Ja już zawsze będę sam.

Wsunął telefon do kieszeni, w której wyczuł małe pudełeczko. Do oczu napłynęły mu łzy. Wsiadł do taksówki i pojechał na cmentarz. Pojechał do niej.

 


dobry 5 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Krystian T.
Krystian T. 22 maja 2010, 04:20
zgłaszam,że tu byłem. wrócę o normalniejszej porze, powiedzieć, co mi się nie spodobało. ale żeby nie trzymac autorki w niepewności, powiem krótko: jestem na tak. z małymi ale, lecz ogólnie na tak.
Figa
Figa 24 maja 2010, 20:12
mnie się podoba, i jeśli mam się do czegoś przyczepić, to tylko do tej czcionki. :P
kończy się smutnie, ale też zaskakuje, bo tu niby normalnie się toczy akcja a jednak inna perspektywa wychodzi na końcu. trochę dialogi też słabe, pytanie- odpowiedź i w sumie nic więcej. chociaż właściwie odnosi się do stanu psychicznego bohatera, to można wybaczyć.
pzdr.
tirith
tirith 24 maja 2010, 22:26
Dzięki za obecność i komentarze.
Czcionki nie zauważyłam wcześniej, musiałam zmniejszyć w pliku, a potem przenieść mechanicznie.
Co do dialogów, to nawet się zastanawiałam czy ich nie urozmaicić, ale to mogłoby być nienaturalne, bo w sumie to są rozmowy obcych ludzi. Poza tym, mają być takim dodatkiem, który płynie gdzieś obok bohatera, który niejako siłą jest w nie wciągany.
Rita 25 maja 2010, 10:11
Tekst zaciekawił, uruchomił wyobraźnię - piękne wnętrze restauracji widzę dokładnie :)

Trochę mi herbat za dużo koło siebie...

Finał opowiadanka smutny, ale i tak w życiu bywa.

Pozdrawiam.
anastazja
anastazja 27 maja 2010, 16:21
Podoba się:)
Figa
Figa 28 maja 2010, 23:04
nie, dialogi właśnie są tutaj trafne :)
kulkinamole
kulkinamole 31 maja 2010, 14:12
Lekko się czyta a jednocześnie tak wiele się dzieje po drodze, nie tyle nawet na płaszczyźnie wydarzeń, ale gdzieś w środku, w przestrzeni wyobraźni i skojarzeń. Bardzo udany tekst, pozdrawiam.

A, i jeszcze jedno, ta restauracja ma swój pierwowzór w rzeczywistości pozatekstowej? :)
tirith
tirith 31 maja 2010, 19:59
Dziękuję raz jeszcze.
Figa nie wiem już sama co z tymi dialogami, zamieszałaś :D
Restauracja została całkowicie przeze mnie wymyślona, co nie oznacza, że gdzieś taka nie istnieje. Jak się zaczęłam zastanawiać to nawet znam taką jedną w Krakowie(z podobnym nastrojem), ale jak pisałam tekst to nie myślałam o konkretnym miejscu. Raczej zamknęłam oczy i zobaczyłam, że bohater siedzi w takim wnętrzu i je opisałam. :)
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 2 czerwca 2010, 17:29
"Mała przytulna restauracja" - a potem: "Miękkie kanapy, sprawiające wrażenie starych, wraz z niskimi stolikami na herbatę, dwuosobowe okrągłe stoły, dla par chcących zjeść romantyczną kolację, oraz większe stoły dla całych rodzin." - sporo tego, jak na małą restaurację...

"wolałaby żyć w przed wojną, a może jeszcze wcześniej" - "w" chyba zbędne...

To tylko literówkę popraw i puszczamy na pierwszą.
tirith
tirith 3 czerwca 2010, 14:56
Literówka poprawiona. A co do wielkości restauracji, to rzeczywiście dość spore ma wyposażenie. Niemniej jednak "mała" to pojęcie względne i przy tej względności pozostanę. ;)
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 16 czerwca 2010, 12:39
Fakt, jakoś gęsto poupychane muszą być te stoły ;)
przysłano: 21 maja 2010 (historia)

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca