Sms

Figa

        Ten koniec trwał zbyt długo; najpierw zimne od betonowych kafli stopy, potem chłód w żołądku i pustka w sercu. Ma dopiero dziewiętnaście lat i przeszłość, którą wolałby spalić w piecu jak kartkę od ojca, gdzie zapisano jego przeznaczenie. Chciał odkupić siebie za własne winy, jakich wcześniej nie zauważał, podobnie jak nigdy nie widział prawdziwego samolotu. Czuł, że latanie ponad miastami to pasja, w której nigdy nie zazna porażki ani zwycięstwa. Zainteresowanie latającymi statkami budziło nieodkrytą przestrzeń - zupełnie nowy horyzont, w którym nie widział siebie, a jeśli był, to jedynie jako pasażer lotu katastroficznego.

 

        Wszyscy myśleli, że zniknie wycieńczony presją otoczenia i przyjaciół - ich spojrzeń, uśmiechów, gestów - fałszywych, a może prawdziwych dla sztucznej tożsamości. Tłum obojętnych twarzy nie pozwalał iść dalej. Zasiali w nim ziarno wiecznej porażki. Powłoka jego serca od najmłodszych lat stanowiła nieprzepuszczalną dla uczuć materię. Była odlanym w formę betonem, której nie potrafiła rozkruszyć nawet jego dziewczyna. Ona też żyła w betonowym świecie, gdzie nie było miejsca na nic poza nią samą. Nikt nie pytał o miłość, ani żadne inne uczucia. Nikt nie zapytał też, dlaczego się rozstali. Być może to przez nią. Była dobra w zdradzaniu chłopców. Być może któremuś z serc pokruszony beton udostępnił trochę światła.

 

        Wystarczyło ładnie się uśmiechać. Być miłą dla znajomych przyjaciółki, zwłaszcza takiej, która każdym gestem przypomina ciebie, a ty, na odległość potrafisz odgadnąć jej myśli. Więc byłam miła. Siedział na przeciwko nas i opowiadał historie, które były morderczo zabawne, zabijały swoją nadprzeciętnością. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że są prawdziwe. W zasadzie nikt nie wiedział. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego - szkoła, znajomi, muzyka i poczucie humoru. Z początku bywało zabawnie, sms-y o piątej nad ranem, zaczepki w szkole, ogórki z czekoladą po szkole. Spotykaliśmy się często, zbyt często jak na zwykłych znajomych. W mgnieniu oka staliśmy się sobie bliscy. Wymagało to obnażenia się ze wszystkich historii. On zaczął pierwszy.

 

        Upadek wydawał się być zwykłym momentem załamania, w którym Bóg sprawdzał jego wiarę, jak samochód na przeglądzie. Mawiali: " wszystkiego trzeba spróbować ". Zwykłe śmiecie, już nawet nie psy, zwykła zgnilizna, której się wszyscy brzydzą. On widział w tym spokój i wydawało się, że nie ma nic do stracenia. Fatum jakie nad nim ciążyło, traciło swój kształt. Biały proszek był azylem spokoju i królestwem własnej rzeczywistości. Czuł się jak Bóg, mógł żyć prawdziwie. Potem nieznane miejsca, potłuczone szyby w oknach sąsiadów, długi, kłótnie z rodzicami. Wykończony realiami stracił poczucie wartości. Ostatnia dawka miała być śmiertelna, ale zmusiła tylko do zaciągnięcia kredytu na konto ojca. Ojciec kojarzył się z katem, albo z obrazem danse macabre. Nieświadomie odbił się na bezwzględności swojego tatka, doprowadził współlokatorów do upadku materialnego, a siebie pozbawił jedzenia na kilkanaście dni. Dostał kartkę " Dla mnie już nie istniejesz. Umarłeś zanim się jeszcze urodziłeś". Potem już nigdy się nie odezwał. Obiecał udowodnić sobie, że jeszcze jest. Od tego zaczął się początek końca.

 

        Nie mogłam go zostawić z problemami, które trwały nadal. Był dobrym człowiekiem, tylko upośledzonym w sferze uczuć, nie potrafił się odnaleźć. Jego niewidomą duszę ktoś musiał prowadzić za rękę, aby nauczyła się środowiska. Mógł na mnie liczyć. Pisał sms-y za każdym razem, gdy czuł, że kogoś potrzebuje. Z czasem stał się cholernie wrażliwy, a najmniejszy drobiazg wprowadzał go w lęk. Znajomi mówili, że jestem naiwna, zbyt dobra dla takiego gnoja. Chciałam go uchronić od kłamstw i plotek, bo znałam prawdę. Była to gruba lina, którą przywiązana byłam do tego chłopaka. Telefon budził mnie w nocy, wiadomości o myślach samobójczych, o nocnych tułaczkach, nie pozwalały spać. Nad ranem wycieńczona, spotykałam go zdenerwowanego, wykończonego życiem. Zabrakło mi czasu dla siebie. Zauważyłam, że ta lina którą byłam przywiązana, nie do chłopca, a do drzewa, okazała się być łańcuchem z kolcami. On był daleko, gdzieś pod ziemią, w niepojętych dolinach. Byłam uwięziona w sms-ach, w których przenosił swoje problemy na mnie, jak wirus. Mieli rację, powinnam trzymać się z daleka od bagna, w którym żyły potwory. Jeszcze przez pewien czas mój telefon nie przestawał milczeć, ostatni sms był o tym, że zniknie. Było mi to zupełnie obojętne. Nie wiem czy słusznie.

 

        Szedł brudny ulicą zupełnie obcego miasta, w którym tylko jego serce w pełni widziało światło dzienne. Wszyscy inni chowali je pod powłokami betonu, zamknęli w pudełkach po czekoladzie. Poszedł w tamto miejsce. Położył się na torach i połknął kilka tabletek. Śledził go nauczyciel przedsiębiorczości, potem zawiózł do poradni psychologicznej.

 

          Myśleli, że już nigdy go nie zobaczą. Odnalazł się i udowodnił, że jest. I chociaż nigdy nie usiądzie za sterem samolotu, to jednak świadomość prawdziwego życia wynosi go ponad chmury i daje uczucie spełnienia marzeń. Wystarczyła wiara w człowieka żyjącego na krawędzi rzeczywistości, którego świat spychał w otchłań umarłych.

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie+ 3 głosy
Figa
Figa
Opowiadanie · 4 lipca 2010
anonim
  • Paweł Kaczorowski
    Błąd: na przeciwko; popraw cudzysłowy na drukarskie.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Paweł Kaczorowski
    Poruszająca, reportażowa opowieść. Przaśna i konkretna. Nieco roztkliwiona momentami, jednak nie nadmiernie. Z pewnością w temacie uzależnienia i wiedzy o nim – wartościowy. Bez szalonej egzaltacji i zachwytów nad formą, ale doceniam i gratuluję odwagi. Jednak na dalszy etap to za mało.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    nie, ale właśnie sprawdziłam i powinno być oddzielone myślnikiem
    sms-y, sms-ach..

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Dominika Ciechanowicz
    "sms'y", "sms'ach" - trochę dziwny ten zapis. Sprawdzałaś to gdzieś?

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    anastazja :P

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    figa:))

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Twoje pisanie zwraca uwagę. Z przyjemnością będę zaglądać do Twoich tekstów. Pozdrawiam.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    Usunęłam wszystko już, co było zbędne.
    Dziękuję Tussi :)

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Wróciłam ;)
    "przyjaciół- ich spojrzeń" - generalnie chyba spacje są po obu stronach myślnika...
    "Tłum obojętnych twarzy nie pozwalał iść dalej, zasiali w nim ziarno wiecznej porażki." - jeżeli jako jedno zdanie, to albo "zasiał" w domyśle tłum, albo "zasiały" w domyśle twarze. Jeżeli pozostajesz przy "zasiali", to rozumiem, że w domyśle oni - przyjaciele, więc tu bardziej pasuje jako nowe zdanie.
    "Była odlanym w formę betonem, którego nie potrafiła rozkruszyć nawet jego dziewczyna" - znaczy dziewczyna betonu? Jakoś budowa tego zdania mnie nie przekonuje, ale może się mylę.
    "i wydawał się, że nie ma nic do stracenia" - chyba "o" brakuje.
    "Przyszedł do szkoły po to, żeby zobaczyć ją ostatni raz. Teraz idzie brudny ulicą zupełnie obcego miasta, w którym tylko jego serce w pełni widzi światło dzienne. Wszyscy inni schowali je pod powłokami betonu, zamknęli w pudełkach po czekoladzie. Poszedł w tamto miejsce." - nie widzę potrzeby mieszania czasów w tym fragmencie.

    Kilka przecinków brakuje.

    Sugeruję ukrócić o zbyt liczne w opowiadaniu zaimki. Niektóre wydają się zdecydowanie zbędne.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Marta
    "Odnalazł się i udowodnił, że jest. I chociaż nigdy nie usiądzie za sterem samolotu, to jednak świadomość prawdziwego życia wynosi go ponad chmury i daje uczucie spełnienia marzeń. "..
    i kilka innych bdb Twoich myśli .. dziękuję

    · Zgłoś · 14 lat temu
Wszystkie komentarze