O pisaniu książek... epilog

Dominika Ciechanowicz

 

***

Urodzić się z jakimś talentem – to jest dopiero przekleństwo! W dzieciństwie wszyscy niby głaszczą cię po głowie, bo dopóki piszesz o tym, że jest jesień i liście lecą z drzew albo że mruczy kot, to jeszcze cię rozumieją. No i takim dzieckiem można się pochwalić znajomym. Gorzej później, jak zaczynasz używać brzydkich wyrazów i pisać o seksie. Wtedy lepiej, żebyś zajęła się czymś normalnym. Czymś, na czym można zarobić. Sprzedawaniem kosmetyków na Allegro, albo fląder na plaży w Krynicy Morskiej. A jak już koniecznie chcesz pisać, to dlaczego się w gazecie nie zatrudnisz, przecież tam nieźle płacą.

- Ale ja na razie mam z czego żyć. Książkę piszę.

- I ile masz już stron?

- Sto czterdzieści.

- No. To trochę na tym pewnie zarobisz.

Idąc dalej tym tropem, należałoby wreszcie tej całej literaturze nałożyć jakiś sensowny przelicznik. Żeby było wiadomo, co pisać i za ile. Weźmy poetów: użyje taki paru wyrazów, a resztę strony zostawia pustą. Karygodne! Odbiorca płaci, odbiorca wymaga określonej ilości literek. Mam na przykład w domu tomik Dyckiego, który kosztował 30 złotych, a jest w nim 40 wierszy na jedną trzecią strony. Próbowałam to policzyć, ale jako że matematyka nigdy nie była moją najmocniejszą stroną, nie bardzo wiedziałam, czy podzielić czterdzieści przez trzydzieści, czy na odwrót. Wybrałam opcję na odwrót i wyszło mi, że za jeden wiersz pan Eugeniusz każe sobie płacić aż 75 groszy! Tyle, co kilogram ogórków na rynku! Wiadomo, że bardziej opłaca się kupić ogórki, niż parę linijek o tym, że ktoś przynosi ślimaka do kliniki psychiatrycznej. W dodatku w liściu sałaty. Tak więc, panie Dycki, albo pan się trochę przyłoży do pisania i zapełni te strony do końca, albo na rynek handlować ogórkami!

 

***

A te rynki to też specyficzny wynalazek jest. Opisywać nie będę, bo mnie Sylwia Chutnik ubiegła. Swoją drogą ostatnio przy co drugiej książce, którą czytam mam wrażenie, że autor zarąbał mój pomysł i że to ja miałam przecież napisać. A co do rynków, to zastanawiam się, jak bardzo życie musiało dokopać panu, który siedzi przez osiem godzin na wędkarskim stołku, żeby sprzedać za dwa złote gumową kaczkę, którą jego syn bawił się w wannie trzydzieści lat wcześniej.

 

***

Życie płynie swoim rytmem, a ja znów to zrobiłam. Znów zamknęłam się na tydzień poza językiem i nie pomaga mi nawet Kopaliński; znów szukam słów do opisania siebie, słów z przedrostkami „de”, „re” albo „inter” i słów tych nie znajduję, bo nie są moje. To nie ma sensu, mówię sobie, i tak nie wyrzucisz z siebie tego, co w tobie tkwi, chociaż bardzo się starasz. Możesz im dać jeszcze trzysta stron zabawnych tekstów o niczym, możesz pisać o seksie oralnym, analnym oraz waginalnym; ich to kręci, daj im to, co ci szkodzi. Możesz zadowolić publikę samą swoją lingwistyczną sprawnością, możesz im nawet zafundować jakiś tani skandal, czemu nie. To proste jest. Własnej pustki i tak nie wyrwiesz z trzewi swego jednostkowego absurdu i nie wbijesz jej w kogoś innego. Nie chciałabyś tego nawet, kobieto, przecież gdyby to się przypadkiem udało, ich by to zabić mogło.

 

***

Mnie to też zabija, nie myślcie sobie, że jestem taka twarda. Zabija mnie to z większą lub mniejszą intensywnością, to zależy od pory roku, ciśnienia atmosferycznego, jakości pożywienia oraz ilości snu; zabija mnie to, bo skoro coś mnie w końcu musi zabić, to dlaczego nie to, może przynajmniej polegnę za coś na tym stosie formy, co boryka się z nieumiejętnością plucia autentyczną treścią. Schlebiają mi wasze słowa uprzejme, wasze zachwyty mile łechcą moje ego, dam wam więcej, napiszę coś jeszcze, głaszczcie mnie. Mogę być nawet głosem waszego pokolenia, tego samego pokolenia, które wyszydzało koślawość moich rzutów do bramki i wykopało mnie poza boisko, a teraz co, the floor is yours a wy nie umiecie mówić, niech mówi za was ten błazen, którego wyśmiewaliście za to, że płakał na filmach, nosił za duże okulary i czytał książki pod ławką.

Ależ bardzo proszę, co chcecie usłyszeć? Że jesteście kolejną generacją Nie Wiadomo Co i że to jest wasz wielki dramat?  Że negacja tkwi w was, owszem, i że się utożsamiacie i że ta proza jest wasza i o was i dla was i że zajebiście, tylko sorry, ale na co dzień wolicie bezmyślne trwanie w przewidywalnej wygodzie hipokryzji, która nie każe niczego szukać, nic zmieniać, w nic wątpić?

Jestem tu dla ciebie, generacjo. Gardzisz mną, jak ja gardzę tobą, ale ja cię napiszę, bo ktoś w końcu musi. Napiszę cię słowami, które zrozumiesz, bo słowa, które zrozumieją mnie są w słownikach, które jeszcze nie powstały. Proszę bardzo, użyję określeń, które lubisz i nie będę cię więcej katować własną filozofią, która  każe mi pytać, co to są za kulturowe twory, lub potworów metafory, ta kobieta i ten mężczyzna.

 

***

Paweł pyta czy już się zaczęła ta dekonstrukcja i to rozjebywanie i czy teraz będziemy rzucać meblami o ścianę i wypierdalać telewizory przez okno, bo jeśli tak, to fajnie, on to bardzo lubi.

Niczego takiego robić nie będziemy.

Ta narracja jest przecież wystarczająco pusta i jest nam z tym bardzo wygodnie, wszystko jest na talerzu podane i nie ma co interpretować, zostańmy więc przy tym raczej, nie wychodźmy poza to, bo ja już kiedyś wyjść poza to próbowałam i wiecie co się stało? Otóż w tych samych bezpiecznych murach uczelni, która nauczyła mnie, że kwestionować należy wszystko, okazało się w końcu, że pewnych rzeczy kwestionować nie wolno. I że się nie rusza takich świętych spraw, jak na przykład bezwzględna miłość matki do dziecka i vice versa. Bo nie. Najpierw, rozumiecie, napchali mi w głowę pojęć, które zburzyły mój świat, kazali pytać i nie ufać żadnym odpowiedziom, a potem z uśmiechem zaczekali, aż wyrecytuję kilka prostych definicji, po czym wypchnęli mnie w świat, który daje tylko gotowe odpowiedzi i nie pozwala o nic pytać.

 

***

Tak więc nie pytam. Uczę się świata na nowo, bo przecież muszę w nim żyć, skoro chwilowo postanowiłam się nie zabijać. Muszę żyć wśród ludzi, dla których kobieta jest przeciwieństwem mężczyzny; muszę nauczyć się akceptować otoczenie, dla którego na zawsze pozostanę Innym, bo tu się filozofów nie czytuje za bardzo. A jak już się czytuje to chyba tylko po to, żeby zabłysnąć trudnym słowem w towarzystwie. I jak ja mam temu światu wytłumaczyć, że kobietą się nie urodziłam, tylko się nią stać muszę, bo mnie w to wtłacza system? Mogę sobie te dychotomie na papierze rozwalać słowami, ale najlepiej jakbym robiła to do szuflady a tu napisała jeszcze raz o tym, w jakich pozycjach lubię uprawiać miłość fizyczną. 

 

***

Więc nie rozśmieszajcie mnie, proszę, pytaniami dlaczego nie wdaję się w wasze dyskusje o panach, paniach i o tym, kto ma bardziej przejebane. Przecież nie chcecie wcale, żeby te rozmowy dokądkolwiek prowadziły, każdy z was chce tylko wylać z siebie  swoje tanie żale i wytrzeć sobie usta jakąś wyświechtaną frazą.

„Ach, ci mężczyźni”, mówią panie i uśmiechają się zalotnie.

„Ach, te kobiety”, mówią panowie i próbują ociekać testosteronem.

I że co ja na to.

 Jak mam wam powiedzieć, co ja na to? Jak mam wyrazić siebie waszym fallogocentrycznym językiem? Te rozmowy powinny zacząć się od tego, że ktoś wam wytłumaczy znaczenie paru prostych słów, a wy się potem będziecie w błyskawicznym tempie ustosunkowywać i stwierdzać czy jesteście za czy przeciw. A że prędkie wnioski na wynos średnio mnie interesują, wolę szybko skończyć to piwo, wrócić do domu i poczytać sobie Derridę.

 

***

Paweł mówi, że przecież wszyscy wiedzą, co to jest seks. I że  Derrida i tak był seksistą. I żebym może napisała wyraźnie i po polsku, że  seksista to nie jest człowiek, który lubi seks, bo on znał takich, co myśleli, że owszem. 

Ja nie mogę pisać takich rzeczy, ten świat mnie, kurwa, obraża; ja już kończę. Ja wam dam tę książkę, bo skoro już ją zaczęłam, to co mi szkodzi. Potem zamknę się sama w czterech ścianach i napiszę sobie markerem na ścianie swój własny, jebany manifest: pisać w próżnię. Pisać pomiędzy logikę i uczucie, pomiędzy noc i dzień, pomiędzy aktywność i pasywność, pomiędzy pisanie i mówienie, a najlepiej nawet pomiędzy kartki.

 

***

Śmieszna sprawa w sumie. Poza uczelnią okazało się, że jako czytelnik i autor posiadam płeć, piersi (znikome) oraz waginę. I że płeć posiada również język, którego używam. Akademia zastanawia się, czy używanie słowa „postfeminizm” ma więcej sensu niż „trzecia fala”, a mnie ciało i tak skazuje na wieczne potępienie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie kuma zwierząt, co raz na miesiąc krwawią i nie umierają i znów będę musiała udawać głupszą niż jestem. Co robię przez całe życie. Plus te cienie matek nad łóżkiem, które nie pozwalają cieszyć się seksem, zmuszają do wstydu, żeby w końcu wyzwolić agresję.

Agresja raz wyzwolona to jest wodospad, nad którym nie zapanuję, tak samo jak mój tekst nie zapanuje nad intertekstualnością.

Zawsze wyprzedzałam kolegów o cztery długości, a mimo to zostawałam o pół kroku z tyłu. Każdy mój dobry pomysł wpisywany był na listę rezerwową, bo przecież miałam być samiczką-księżniczką, różą z blokowisk, a nie jakimś jebanym filozofem.

 

***

Trzeba się samodzielnie jakoś zdefiniować wobec śmierci, wtedy dopiero będzie prawdziwa dorosłość. I wtedy będzie wolność. Rodzina buduje śmierci barykady, zmusza do skupienia na tymczasowym życiu i konieczności jego przedłużenia. Nie rozumiem, skąd oni biorą przekonanie, że takie trwanie warto jest przedłużać, ale ja przecież wielu rzeczy nie rozumiem. Pustka, którą znam podważyła mi wartość życia samego w sobie; nauka doprowadziła do zanegowania podstaw człowieczeństwa i nie pokazała żadnej alternatywy. 

Muszę się jakoś przyzwyczaić do życia z dnem, od którego nie ma ucieczki.

 

***

 Ja teraz, wiecie, jestem tylko takim słownym rzemieślnikiem, a pisarką to może zostanę kiedyś, kiedy już wszystkich oleję i zacznę penetrować tereny, które niewielu interesują. Ale jedno już teraz przeczuwam: zostawcie mnie na pół roku samą z długopisami i papierem, a dam wam więcej, niż się po mnie spodziewacie. Pozwólcie mi się zamknąć w słowach; ja wiem, że gdzieś, na jakimś drzewie mój sznur dojrzewa wierszem. Zostawię wam na biurku gotowe dzieło sztuki, okładkę niech zaprojektuje Aśka, dajcie mi za to jakiś złoty medal, a zwłok szukajcie w lesie.  

 

***

Ach, i jeszcze jedno. Uprzedzę wasze pytania. Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak się pisze książkę, podaję przepis: wystarczy włożyć sobie palce głęboko w gardło i zacząć rzygać.

 

 

Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz
Opowiadanie · 21 sierpnia 2010
anonim
  • Krystian T.
    "Proszę bardzo, użyję określeń, które lubisz i nie będę cię więcej katować własną filozofią, która każe mi pytać, co to są za kulturowe twory, lub potworów metafory, ta kobieta i ten mężczyzna." - bez przecinka przed lub

    "Jak mam wyrazić siebie waszym fallogocentrycznym językiem?" - mnie się wydaje, że winno byc falloegocentrycznym, czyli brak literki e

    "Te rozmowy powinny zacząć się od tego, że ktoś wam wytłumaczy znaczenie paru prostych słów, a wy się potem będziecie w błyskawicznym tempie ustosunkowywać i stwierdzać czy jesteście za czy przeciw." - przed drugim czy CHYBA przecinek być winien, ale i'm noy sure ;)

    to tyle co poprawków, noc długa i bezsenna, to aż z przyjemnością otworzyłem

    cdn...

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    cd

    teraz moje spostrzeżonka co do treści ;)

    najlepszy fragment, silny, uderzający. fragment, do którego chce mi się wracać:

    "Mnie to też zabija, nie myślcie sobie, że jestem taka twarda. Zabija mnie to z większą lub mniejszą intensywnością, to zależy od pory roku, ciśnienia atmosferycznego, jakości pożywienia oraz ilości snu; zabija mnie to, bo skoro coś mnie w końcu musi zabić, to dlaczego nie to, może przynajmniej polegnę za coś na tym stosie formy, co boryka się z nieumiejętnością plucia autentyczną treścią. Schlebiają mi wasze słowa uprzejme, wasze zachwyty mile łechcą moje ego, dam wam więcej, napiszę coś jeszcze, głaszczcie mnie. Mogę być nawet głosem waszego pokolenia, tego samego pokolenia, które wyszydzało koślawość moich rzutów do bramki i wykopało mnie poza boisko, a teraz co, the floor is yours a wy nie umiecie mówić, niech mówi za was ten błazen, którego wyśmiewaliście za to, że płakał na filmach, nosił za duże okulary i czytał książki pod ławką.
    Ależ bardzo proszę, co chcecie usłyszeć? Że jesteście kolejną generacją Nie Wiadomo Co i że to jest wasz wielki dramat? Że negacja tkwi w was, owszem, i że się utożsamiacie i że ta proza jest wasza i o was i dla was i że zajebiście, tylko sorry, ale na co dzień wolicie bezmyślne trwanie w przewidywalnej wygodzie hipokryzji, która nie każe niczego szukać, nic zmieniać, w nic wątpić?
    Jestem tu dla ciebie, generacjo. Gardzisz mną, jak ja gardzę tobą, ale ja cię napiszę, bo ktoś w końcu musi. Napiszę cię słowami, które zrozumiesz, bo słowa, które zrozumieją mnie są w słownikach, które jeszcze nie powstały. Proszę bardzo, użyję określeń, które lubisz i nie będę cię więcej katować własną filozofią, która każe mi pytać, co to są za kulturowe twory, lub potworów metafory, ta kobieta i ten mężczyzna." cdn

    · Zgłoś · 14 lat
  • Dominika Ciechanowicz
    Fallogocentryczny jest dobrze, Krystek. To taki dyskurs, co stawia fallusa w centrum i dlatego biedne samiczki mają na świecie gorzej;)

    Nad przecinkami pomyślę kiedy indziej, bo teraz już nie dam rady.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    trochę jak dla mnie za dużo tego seksu w pierwszej połowie, ale to subiektywne jest, niektórym może będzie za mało. :)

    poza tym cała reszta do przyjęcia, tylko martwię się osobą narratora 1-osobowego, który to narrator wygląda na silnie znerwicowanego i zdepresjonowanego życiem. ale jak widać, trzyma się twardo, trochę zachowuje pozory siły i każdy nawet najmniejszy ruch powietrza mógłby go złamać.

    jeśli jeszcze coś sensownego wymóżdżę, to wpadnę, by się podzielić, a teraz miłej nocy życzę ;)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    mhm, można się czegoś zawsze ciekawego dowiedzieć tutaj i to jest bardzo fajne w tej całej wywrocie. :)

    teraz mykam naprawdę, za 6 godzin powstać muszę:)

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Poryczałam się. Zaleję sobie klawiaturę jak nic, bo to już drugi raz dzisiaj z powodu jakiegoś Wywrotowca (a może raczej dzięki niemu), a mój angielski zegarek pokazuje dopiero 4:30.... ale co tam, chrzanić klawiaturę...

    Jeszcze tylko jedno: dziękuję. DZIĘKUJĘ.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Justyna D. Barańska
    "Gorzej później" - myślę, że warto tu jednak nie gubić jest, chociażby po to, by rozdzielić te ej-ej.

    przed albo nie stawia się przecinków, chyba że się powtarza w zdaniu

    "który kosztował 30 złotych a jest w nim 40 wierszy" - przecinek przed a

    "Swoją drogą ostatnio przy co drugiej książce, którą czytam mam wrażenie, że autor zarąbał mój pomysł i że to ja miałam przecież napisać." - to się nie obibocz tylko pisz babo jedna!

    przeczytałam na razie trzy akapity, bo czuję jak mnie smycz od komputera odciąga. w każdym razie, gdzie ten nadmiar seksu?! przecież dwa razy wspomniany jest w sposób uzasadniony, więc nawet nie rzuca się w oczy. więc sobie powrócę potem i cię objadę, że się tu coś kończy, jakieś epilogi i w ogóle!

    · Zgłoś · 14 lat
  • Dominika Ciechanowicz
    Ale ja już jestem tak wykończona tą książką, Hayde, że powinnam chyba na miesiąc na jakąś rehabilitację do sanatorium jechać!

    Oli, ty bekso:)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Marcin Sierszyński
    Zastanawiałem się, czy to będzie mieć kiedyś koniec. Obstawiałem na "never-ending-story" albo deus ex machina.

    Oceniam całokształt opowiadań. :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Justyna D. Barańska
    aaaaa! jak już to wydasz, to zamawiam prawo do 1 recenzji na wywrotę :P

    · Zgłoś · 14 lat
Usunięto 2 komentarze
Wszystkie komentarze