„A pocałujcie mnie wszyscy w dupę”
Ten tekst ukazał się na pierwszej stronie. Wielkimi literami i na pierwszej stronie dziennika o zasięgu ogólnokrajowym i wywołał prawdziwą burzę wśród przedstawicieli mediów, w środowiskach artystycznych i wśród prominentnych reprezentantów świata polityki.
Pierwsza recenzja, która pojawiła się w porannym wydaniu awangardowej „Siły przekazu”, zachłystywała się magiczną niemal mocą wyrażenia i subtelnością zminimalizowanej formy artystycznej ekspresji. Zdanie zostało okrzyknięte pomnikiem nowej kultury, awangardą przemian, burzącą ciasne, mieszczańskie pojmowanie rzeczywistości i będącą transgresją w kierunku nieskrępowanego wyrazu uczuć nowej generacji geniuszy.
Do wieczora większość najbardziej eksponowanych powierzchni medialnych w największych miastach, doczekała się swojej wersji „A pocałujcie…”, od wielkopowierzchniowych graffiti we wszystkich kolorach tęczy, przez plakaty w gablotach na przystankach komunikacji miejskiej, aż do animacji wyświetlanych na bilboardach LED.
Następnego dnia, wraz z projektem znaczka pocztowego „A pocałujcie…” i bimetalicznej monety okolicznościowej, pojawiły się głosy krytyki. Najpierw zaprotestowały środowiska inteligencji katolickiej, dowodzącej silnego związku „A pocałujcie…” z postępującą sekularyzacją społeczeństwa i narkomanią. W Miejskim Ośrodku Przeciwdziałania opracowano doraźnie program zapobiegania skutkom wpływów postaw zbliżonych do „A pocałujcie…” i uruchomiono telefon interwencyjny dla ewentualnych ofiar aktów przemocy ze strony „A pocałujcie…”.
Lewica, uznając „A pocałujcie…” za wyraz obiektywnych potrzeb egzystencjalnych szerokich mas społecznych, naraziła się prawicy, która na licznych wiecach, organizowanych pospiesznie w ośrodkach miejskich i wiejskich, zdecydowanie potępiła patologie związane z demoralizującym wpływem „A pocałujcie…” na rozwój młodzieży, dzieci w wieku przedszkolnym i osób w wieku podeszłym. Hasłem przewodnim nowego ruchu społecznego stało się: „A NIE pocałujcie mnie wszyscy w dupę.”.
Zespoły uprawiające rodzimy hip-hop przestękały hasło „A pocałujcie...” we wszystkich możliwych tonacjach, a wzorujący się na Schoenbergu rodzimy Twórca Muzyki Klasycznej napisał dodekafoniczne „Requem aux a pocałujcie…”, wykonane w trybie doraźnym przez Największą Orkiestrę Symfoniczną ze stowarzyszeniem Największego Chóru i z inscenizacjami zrealizowanymi przez Największy Balet. Transmitowały wydarzenie wszystkie niemal rozgłośnie radiowe, wykorzystując możliwości wielokanałowego przekazu Dolby Surround.
Nowe media zaadaptowały „A pocałujcie…” w ciągu kilku zaledwie godzin, udostępniając przekaz w formie audio, video i w trybie tekstowym. Zaroiło się od stron internetowych, gdzie można było pobrać „A pocałujcie…” jako tapetę na telefony komórkowe i smartfony oraz jako aplikację dla najpopularniejszych platform mobilnych. Dźwięki muzycznych realizacji „A pocałujcie…” udostępniano w formie dzwonków w formatach midi i mp3.
Do wieczora następnego dnia imieniem „A pocałujcie…” nazwano siedemnaście lokali gastronomicznych, klub sportowy, dwie agencje towarzyskie, ulicę, model samochodu terenowego i coś bliżej nieokreślonego, co zostało sprowadzone z pewnego azjatyckiego kraju i nie miało wcześniej ani nazwy, ani zastosowania.
Trzeciego dnia gazeta przeprosiła czytelników za błąd drukarski i wyjaśniła, że był on wynikiem pomyłki i nadużycia zecera będącego pod wpływem alkoholu, który już w tej gazecie (zecer, a nie alkohol) od wczoraj nie pracuje. Pseudozjawisko „A pocałujcie…” nigdy nie istniało i nie istnieje, a sugestie insynuujące jego realność są jedynie prowokacją sił wrogich istniejacym formacjom społeczno-politycznym i zmierzają do destabilizacji ogólnej sytuacji, zarówno w sferze życia społecznego jak i na rynkach finansowych kraju. Jednocześnie jednak, telewizja Al Jazeera poinformowała świat o silnej koncentracji wojsk wzdłuż wschodnich granic kraju.
Był dwunasty września bieżącego roku, słonecznie, na wieczór zapowiadano przelotne opady.
Taka historyjka, z której niewiele wynika. Mogłoby być chociaż zabawnie, ale jakoś nie jest.
Nie rozumiem. Ktoś Ci powiedział, że w hip hopie się śpiewa? A o rapowaniu to nikt nie słyszał, Nie wiem no, nie wykłócaj się o takie rzeczy, bo wychodzi lekka kompromitacja.i mówię to bez złośliwości, po prostu ja słucham tego gatunku i jak to napisałeś, to mnie zatkało. A drażni mnie mocno ignorancja.
"Mój kolega, co mi ukradł piórnik.",to też Ci to wytknę.
Ja również wyrażam tylko swoje opinie, uważam, że ta forma brzmi zwyczajnie źle i nawet jeśli jest to jakiś akceptowany dawniej archaizm, to nie znaczy, że pasuje tutaj.
a co do znajomości gatunku... przeglądam półkę z płytami, zwracam uwagę tylko na HH - nie wygląda to źle [długa lista] trochę się tego zebrało. A polskie odpowiedniki? No coż, kwestia gustu pewnie, dlatego w tekście oni "stękają" i chyba przy tym pozostanę, bo przecież śpiewem, mimo wszystko, tego nie nazwę. (tutaj muszę, i to już mnie trochę zapienia, zrobić przytyk, że sorry Gregory, bo jeżeli to ma być wyrażanie swoich poglądów, jakie by one głupie nie były, a nie schlebianie gustom odbiorców, to stękanie musi pozostać i nie ma takiej siły, która by je zmieniła w cokolwiek innego)
Nie łapię trochę tych "stereotypów" jako zarzutu (?), bo przecież cały tekst jest próbą standardowego opisu rodem z mediów, chyba zamysł widać od samego początku? chyba nie do końca się rozumiemy w zdefiniowaniu "stereotypu"
A pointa. Hm (:D), musi zostać "boleśnie przewidywalna" bo ten tekst nie miał zaskakiwać, nie próbowałem napisać opowiadania "z dreszczykiem", gdzie na końcu wyskakują mieszkańcy Marsa i wtedy dopiero wszystko staje się jasne...
sformułowanie "zaraz nazajutrz", napisałeś że to niechlujne, ja nie widzę w nim niczego niechlujnego, ale lubię porównywać - wynik z szukania w google - najpierw jakiś fragment polskiego tekstu hip-hopowego (ironia, nie?) ale zaraz potem Sienkiewicz, Tuwim, Żeromski, później jakaś wstawka z Biblii. Sami niechluje językowi jednym słowem... a szukałem literalnie wyrażenia "zaraz nazajutrz"
A z tym "być" w końcówce, to miałeś absolutną rację :)
wiesz, ta miniaturka jest pomimo całej fikcyjności zdarzenia próbą odmalowania bardzo realnej sytuacji, przynajmniej wiesz teraz, jak ja widzę wiele sytuacji medialnych o zasięgu krajowym. Posłużyłem się tylko lewicą i prawicą, w politycznym ujęciu i chyba równie głupio i absurdalnie wyszli? A finał, no cóż, to też takie tłumaczenie, które niczego nie tłumaczy i tak się non-stop zdarza, że jak media nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za jakąś swoją wtopę, to tłumaczą się, że to nie ich wina, że to zrobił nieodpowiedzialny pracownik a oni z tym nigdy nie mieli nic wspólnego... Mogłem wprowadzić kosmitów, ale to w końcu taki para-realizm miał być.
No dobra, to ma być miniatura, a ilość komentarza już powoli do objętości tekstu się zbliża :)