Gdy położyłam ją na stole i rozcięłam czaszkę, wypłynęła żółto-czerwona maź wątpliwości. Dlatego nosi spinki we włosach i codziennie je myje - pomyślałam.
- Mądrzy ludzie, których spotykam, powtarzają mi w kółko: nie wolno mieć wątpliwości – odpowiedziała. - Choć może to tylko ludzie sukcesu, a mądrych nie znam w ogóle?
Nie skomentowałam. Za mazią był wciąż zaorany orzech jej myśli. Są proste, więc zastanowiło mnie, skąd te bruzdy. Picasso miał rację – po ciężkiej i męczącej drodze przez szczegóły zawsze dochodzimy do kubizmu. Dwa uderzenia młotkiem w glinę i jest człowiek. Każdy tak samo prosty, jak trójkąty, kwadraty, koła. Tyle, że poza czarnym i białym jest szara masa, zwana komórką. Tam były koła wpisane w kwadrat i trójkąty o wszystkich kątach szerokich, choć miała piątkę z matematyki. Nigdy jej nie studiowała, więc i tak nie rozumie. Ale wychodzi na intelektualistkę. To dobrze, dogadamy się. Wygodnie. Dlatego oględziny jamy ustnej były najciekawsze. Nie mogłam stwierdzić żadnych ubytków, bo bez przerwy mówiła.
- Zawsze gadam, jak najęta, gdy jestem zdenerwowana – wyjaśniła mi w potoku słów, szczęśliwa z tego powodu, że nie dostrzegłam jej wad. W gardle były tylko: ściśnięta grdyka i łzy. Równie ciekawe okazały się oględziny nosa. W nim znajdowało się kiczowate, czerwone, plastikowe pudełeczko z napisem żłobionym złotymi literami: „wszystko”. Puściła do mnie oczko, na wypadek, gdybym nie rozpoznała gry pozorów. Po rozcięciu tułowia skończyła się idylla. Z wnętrzności buchnął odór tak wielki, że nawet doświadczony patolog musiałby zwymiotować. Nie na nią oczywiście. Nie można sobie pozwolić na takie bezczeszczenie materiału do badań. W płucach-city smog na poziomie alarmującym. W kłębach dymu pod latarniami stały kurwy i ich klienci targujący się o każdą chwilę. Policjant z rakiem na smyczy rozpędzał ich grożąc, że „spuści nowotwora i skończy się ten cały burdel!”. Wtedy szumowiny zaczęły się śmiać.
- Poza burdelem, nie ma nic. Co pan chce, panie władzo, kończyć?
- Ten syf - odparł policjant podnosząc nogę z oleistej kałuży.
- To gdzie pan będziesz chodził z tym swoim pudelkiem?
- Tu może być jeszcze łąka pachnąca i różowe niebo - odpowiedział policjant, czując, że przegrywa. Jak zwykle.
- Ale chyba że nie, jak pan to wszystko rozpiździsz tym rakiem?! - jeden z bezdomnych, klepnął policjanta po plecach familiarnie. Wszyscy wiedzieli, że raka jeszcze nie spuści. Ja wiedziałam, że to teraz nie ma znaczenia. Ona też.
W smrodliwej brei układu pokarmowego toczyła się wciąż walka pośmiertnych odruchów. Z żółtego bajora wyskakiwała nawalona w sztok wątroba z „uszanowankiem”, czknięciem i beknięciem. Jelito cienkie zwinięte w uścisku miłosnym pacnęło ją raz i drugi, żeby umilkła i wróciło do zapaśniczej walki ze sobą. O ekstazę. Dwunastnica z krzykiem topielca wyskakiwała z brei żądając pokarmu i soków do jego przetrawienia. Otwierała, jak jamochłon swoją paszczę oderwana od żołądka, który pusty skręcał się z samotności. Na drzwiach zostawił kartkę z napisem: „Nie przeszkadzać!”. I płakał, drapiąc żółcią swoje ściany do krwi. Tworzył towarzyszy – demony wrzodów. Nikt nie lubi być sam, nawet, gdy nie chce nikogo widzieć. A może zwłaszcza wtedy. Śledziona była już martwa. Tylko dla niej to wszystko było wybawieniem. Nigdy nie była niezbędna, a każdy potrzebuje tego, by być potrzebnym. Od zawsze w depresji, przyjęła śmierć, jak akt łaski. Jelito grube znudzone, zapchane przeszłością ziewnęło. I wtedy przez odbyt w końcu wyleciałeś z naszej pamięci. Tylko serce niewzruszone stało nadal zastygłe, jak królewna Śnieżka. Zatruta jabłuszkiem prawdy o tobie.
Nie zbadałam tylko jej oczu. Musiałabym wtedy przerwać sekcję. Dobitnie, wbrew wszystkiemu świadczą o tym, że żyję. W niej.
"Mikro podróż przez ludzkie ciało"?
interpunkcja do poprawy
takie - nihil novi... o podrobach już wiele napisano, personifikując lub animizując całą
garmażerkę
Bossanova - cieszę się, że Ci się podobało
Calvadosie - dziękuję za szczerość.
Wszystkim dziękuję za odwiedziny:)
"varzyvo godzinę temu
(...)
w XXI wieku nie znajdziesz tematu, o którym nic by jeszcze nie napisano"
to samo
mówiono/pisano, sto, dwieście i trzysta lat temu - i nie chodzi tutaj, że to już było, ale jak
zostało podane... u ciebie podano, to łopatologicznie, bez podjęcia tematu, choćby
przez czytelnika, który stwierdziłby, że warto pod tekstem strzępić klawiaturę, na
dyskurs, acz trudno oczekiwać od patomorfologa liryzmu przeniesionego z prosektorium,
skoro skupia się na tym, o czym popierduje trzustka
dlatego, nie co, ale jak jest podane
o wiośnie napisano miliardy tekstów do dupy, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto o tym
napisze tak, że czytelnik nie tylko będzie kontent, ale jeszcze poczuje zapach...
a inspira do napisania powyższego interesuje mnie tyle, co wczorajszy obiad
garmażerkę" - z tej frazy nie wynika, że zarzut dotyczy tego "jak", ale "o czym". Dziękuję za wyłożenie swojego zdania. Mam nadzieję, że Twoje paluszki nie ucierpiały na klawiaturze zbytnio. Mimo braku zgody między nami, pozdrawiam.
bossanovo - miło mi, że we mnie inwestujesz, ale nie lubię mieć długów. Nie rozumiem idei oceny "na kredyt", choć zapewne powinnam być wdzięczna.
wynikającego z mansardy i troski o słowo, zatem pisania nakolannego, z którego
wynika partactwo z parciem "uchwycenia odautorskiej chwili - dla.............chwili"(?)
bez urazy oczywiście