Matka nigdy by się nie zgodziła. A co dopiero ojciec! Wyobrażała sobie jego ciężką łapę lądującą na jej siedemnastoletniej twarzy. Nie miała żadnego wyboru. Musiała...
Kolejny piekielny skurcz wykrzywił jej ciało. Wrzasnęła. Następny, a zaraz po nim jeszcze jeden. Miażdżyła uściskiem rurę, której się trzymała. Zaczęła płakać, ale nie z powodu jakichkolwiek wyrzutów sumienia, lecz z bólu. Nie żałowała...
Starała się nie myśleć o nadchodzącym finale. "Marcin! Gdzie ty, kurwa, jesteś, jak cię potrzebuję?" Jak każdy: przyszedł i poszedł. Czym miał się interesować, skoro nie wiedział o niczym? Sekret ukrywany przed sobą i światem...
"I tak z resztą na nic byś mi się nie przydał. przecież ono i tak cię nigdy nie zobaczy. To twoja wina..."
Zaczęło się: odchyliła głowę do tyłu i krzyknęła na skutek nagłego skurczu. Poczuła, jak w jej wnętrzu coś zaczyna się poruszać. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Łzy lały się jej po twarzy i zmieszane z potem kapały na brudną posadzkę. Wszystko dookoła cuchnęło obrzydliwie, lecz to nie miało najmniejszego znaczenia. "Po co chcesz żyć, skoro i tak umrzesz!"
Nie myślała "zdrowe, czy chore?", nie chciała wiedzieć "on, czy ona?". To po prostu się działo. "Zwykła, fizjologiczna czynność..."
Kolejny okrzyk. Całe jej ciało starało się rozszerzyć, by jak najbardziej pomóc. Ona nie chciała żadnego wsparcia. "Byle szybciej, błagam, szybciej..."
Te kilka minut przeciągało się w nieskończoność. Nie pamiętała już tego, co wydarzyło się sekundę wcześniej. Parła, oddychała, krzyczała, płakała. "Szybciej..." Zamknęła oczy. "Jeszcze tylko chwila... Chwila..."
Poczuła jak maleńkie nóżki opuszczają jej ciało. Płód z głośnym pluskiem wpadł do sedesu...
Starała się wyrównać oddech. Zerwała kawałek papieru toaletowego i wytarła sobie pot i łzy z twarzy. Wyrzuciła to wszystko do muszli. Powoli wstała. Oparła się o ścianę. Kręciło jej się w głowie. Chciała mieć to za sobą, iść spokojnie do domu i zjeść śniadanie. Otworzyła oczy i spojrzała do sedesu. Cieszyła się, że papier, którym się wycierała, zasłonił małą główkę. Nie myślała zbyt długo. Po prostu nacisnęła spłuczkę...
W pomieszczeniu rozległ się niesamowity wrzask...
Andrzej i Janusz, odziani w specjalne kombinezony, brodzili po kolana w odchodach. Uzbrojeni w metalowe drągi przeszukiwali szambo. Ich zadaniem było znaleźć jakiekolwiek odpadki, które nie mogły być przepuszczone przez wąski otwór oczyszczalni. Niewdzięczna, ale intratna praca.
W pewnej chwili jeden z nich zawołał:
- Janek, zobacz, co znalazłem!
Wyciągnął za nóżkę martwe niemowlę.
- To już drugie w tym miesiącu – westchnął.
- A to co jest? – zapytał, łapiąc za coś, co przypominało jakąś linkę.
- Andrzej! Tu obok leży jego matka. Ta kretynka zapomniała odciąć pępowinę!
podejscie do tematu bardziej podobalo mi sie w ... hmmm, nie pamietam, bylo takie opowiadanie, dwa miesiace temu, chyba nie dostalo sie nawet do czytelni, pamietasz fido tytul, wtedy bronilem stylu opowiastki z 'bravo'.
w tym przypadku autor nie wspomna slowem o matce, o tym jaka jest. wazne jest tylko to, ze oskarza marcina, ze cierpi, ze w koncu tez...
na co, jako czytelnik, mam zwrocic uwage??? nie wiem. tytul 'zabilas!' sugeruje napietnowanie, ale tak nie jest, wiec co jest wazne drogi autorze? sprobujesz mi wyjasnic?
jak na razie slaby, czekam na wyjasnienia.
troche nie o to mi chodzilo. w tamtym przypadku dziewczyna okreslona byla przez jezyk w jakim opowiesc byla napisana. tu nawet tego nie ma.
Po drugim - pomyślałam, że może autor w swym zamierzeniu chciał napisać tekst aburdalno-surrealistyczny, a to mogłoby bronić kilka baboli, jakie palnął. Bo tylko absurdem potrafię wytłumaczyć taką nieścisłość jak wciągnięcie przez kibel kobiety „za pomocą” pępowiny. Autorze: pępowina nie jest przyczepiona do kobiety, ale do łożyska, które tak samo wychodzi z niej, jak dziecko. Co najwyżej poczułaby lekkie szarpnięcie.
Jednak nie potraktowałam tekstu jako surrealistyczny, z powodu pewnego zacięcia socjologiczno-społecznego: „To już drugie w tym miesiącu - westchnął”.
Myślę, że gdyby wywalić całą część z Andrzejem i Januszem i jednym krótkim zdaniem zamknąć poród nawiązując do nieodciętej pępowiny i smutnego końca matki, wówczas tekst byłby dużo ciekawszy. I bez tego zacięcia. ;-)
Ps. Stanowczo za dużo potu. :-)
jak zauwazyles mam prawo, ale nie o to chodzi. mowisz, ze nie chcesz niczego sugerowac, niczego narzucac. ale pomysl nad tym dlaczego mowie o 'bzdurach w tresci'. wydaje mi sie, ze nie ma w niej nic co by przyciagalo, pozwalalo zastanowic sie dluzej. w obawie, ze moze cos pominalem, przeczytalem tekst jeszcze raz, ale niestety, nadal niczego w nim nie znajduje. wada stylu? byc moze. moze zbyt wiele slow, moze za malo. moze brakuje jednego, tego wlasciwego? a moze oparcie tekstu jedynie na 'mocnym' zakonczeniu, nie kazdemu wystarcza?
p.s.
> makabryczne żarty? tym bardziej mi przykro...
mam nadzieje, ze bierzesz to tylko jako atak na tekst.
"- Andrzej! Tu obok leży jego matka. Ta kretynka zapomniała odciąć pępowinę!" to jest nie tylko nieprawdopodobne ale śmieszne i bynajmniej nie dodaje uroku.