W cienistym istnień bezładzie Znikomek błąka się skocznie.
Jedno ma oko błękitne, a drugie – piwne, więc raczej
Nie widzi świata tak samo, lecz każdym okiem – inaczej –
I nie wie, który z tych światów jest rzeczywisty – zaocznie?
Dwie dusze tai w swej piersi: jedna po niebie się włóczy –
Druga – na ziemi marnieje. Dwie naraz kocha dziewczyny:
Ta czarna – snu wieczystego na pamięć barwie się uczy –
Ta jasna – całun powiewny tka dla umarłej doliny.
Którąż z nich kocha naprawdę? Złe ścieżki! – Głębokie wody! –
Urwiska! – Nawoływania! – I znikąd żadnej pomocy! –
I powikłane od leku, w mrok pierzchające ogrody! –
A w dłoniach – nadmiar istnienia, a w oczach – okruchy nocy!
I mgła na ustach dziewczyny, rumianych marzeń rozgrzewką –
A kwiaty wzajem się widzą – a zgony wzajem się tłumią! –
Znikomek spożył kęs nieba i mięsza złotą mątewką
Cień własny z cieniem brzóz kilku. A brzozy śnią się i szumią.