replika

Adam Asnyk

Replika

 

Lubię święte oburzenie,

Lubię patos ten dziwaczny,

Co przy każdej śmiesznej scenie

Swoje shocking głośno krzyczy

I tragicznej czeka roli,

By wypłakać się do woli.

 

 Lubię czułość, co się pasie

Wierzb płaczących gorzkim listkiem,

W poetycznym cienkim kwasie

Lubując się przede wszystkiem,

I co w niebo by leciała,

Gdyby tylko skrzydła tylko miała.

 

Ja to lubię... bo to właśnie

Przypomina mi Angielkę,

Co nad książką zanim zaśnie,

Zlewa swoje łzy w butelkę,

Żeby mogła wszystkim dowieść,

Jak ją wzrusza tkliwa powieść.

 

Tych Angielek dziś bez liku

Na wysokich nogach brodzi,

Pełno płaczu, pełno krzyku:

„Słońce zaszło! Księżyc wschodzi!”

Dzień się kończy lub zaczyna –

Do łez zawsze jest przyczyna.

 

Wielkie słowa, małe smutki

Lecą tędy i owędy,

Czuć kolońskiej zapach wódki,

Dużo piżma i lawendy,

A westchnienia brzmią tak śpiewnie,

Że niechcący człowiek ziewnie.

 

A gdy ziewnie... hałas wielki:

„O bezbożnik! o bluźnierca!

Shocking! – krzyczą te Angielki –

Ach, ten człowiek nie ma serca,

Ziewnął – jest to znak cynizmu,

Trzeba użyć egzorcyzmu”.

 

Więc z kolei po porządku

Każda zacznie głos podnosić

 

I ze łzami od początku

Wszystkie swoje cnoty głosić,

Ile w piersiach ma zapału

I poczucia ideału.

 

I wypowie bez wytchnienia

Śpiewnym głosem katarynki:

Post, jałmużna, umartwienia...

Wszystkie dobre swe uczynki,

Całą duszę wyspowiada,

Powiedziawszy – jeszcze gada...

 

Poetyczne, czyste dusze,

Namaszczone Muz kapłanki!

Jeszcze raz was zgorszyć muszę,

Dusze bielsze od śmietanki,

Gdyż w mych piersiach siedzi szatan,

Brzydszy jeszcze niż Lewiatan.

 

Ten, jak każdy duch przeklęty,

Na święconą wodę parska,

A znienacka napadnięty,

Kiereszuje het z tatarska,

Mając usta śmiechu pełne,

Nie obwija słów w bawełnę;

 

On dziś moim jest suflerem,

Trzyma pióro w koźlich łapach-

Kiedy piszę – nad papierem

Ulatuje siarki zapach,

I mój każdy rym najprostszy

Swoim rogiem szatan ostrzy.

 

Czyste dusze wiedzcie przeto,

Że czasami śmiać się można,

Że niewielką jest zaletą,

Zjadłszy dobrą pieczeń z rożna,

Nad nieszczęściem łzy przelewać

I przy cytrze dumki śpiewać.

 

Śmiech jest dobry, śmiech jest zdrowy,

Uspokaja słabe nerwy;

Cały Olimp bóstw różowy,

Nie wyjmując i Minerwy,

Śmiać się lubi, i swawolą

Wszystkie Muzy i Apollo.

 

W śmiechu szukać trza lekarstwa

Na te spazmy, palpitacje,

Serc choroby i kuglarstwa,

Które młodą generację,

Rozkochaną w ciągłym żalu.

Wiodą prosto do szpitalu.

 

Odkąd humor i jowialność

Przepędzono precz za bory,

Znikła wszelka neutralność,

Znikło zdrowie i kolory;

Nawet praczka, bieląc płótno,

Jak Elektra wzdycha smutno!

 

Dziś już nie lubych psotnic,

Rzucających blask wesoły,

Pełno za to jest suchotnic,

Same duchy i anioły –

W niebo lecą, gdy wychudną,

Więc na ziemi jest tak nudno!

 

Smutnych cieni cała legia

W osjanicznych mgłach się chowa,

Co krok stąpisz – jest elegia

Tajemnicza i grobowa;

Chorobliwe wszędzie cnoty,

Nigdzie wdzięku i prostoty.

 

A z chłopcami większa bieda:

Skończy który lat szesnaście,

Już pozuje na Manfreda,

Idzie błądzić nad przepaście,

Do poświęceń wszystkich zdolny...

Tylko nie do pracy szkolnej.

 

Dużo uczuć, mało pracy,

Pracą gardzi nasza dziatwa:

W kąt Iliada! w kąt Horacy!

Bohaterstwo rzecz tak łatwa,

Dosyć wstąpić na koturny,

Mieć wzrok czuły i pochmurny.

 

Gorszy jeszcze tworzą rodzaj

Nasi wiecznie rozkiełznani.

Na tych wielki jest urodzaj.

Wschodzą – chociaż nie zasiani,

Z bajronicznych wschodzą grządek,

Głusząc piękno i rozsądek.

 

Bo ich muzy to nie owe

Helikońskie wdzięczne muzy,

Ale jakieś ćmy wężowe,

Niby Furie i Meduzy,

Co im tylko w rękę wpadnie,

To poszarpią w lot szkaradnie.

 

Nad bachantki, co rozniosły

Orfeusza krwawe członki,

Sroższym jest ten niedorosły

Zastęp zbrojny w dzikie mrzonki,

Gdyż się pastwi wciąż na nowo

Nad ojczystą słodką mową.

 

Czyż więc można brać na serio

Ten Tytanów ród skrzywiony?

Widząc z jaką fanaberia

Kładzie Ossy na Peliony,

By się gwałtem dostać w wieczność,

Gdzie króluje niedorzeczność.