BALLADA DZIADOWSKA

Bolesław Leśmian

Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą,

Miał ci nogę obciętą aż po samo kolano.



Szedł skądkolwiek gdziekolwiek - byle zażyć wywczasu,

Nad brzegami strumienia stanął tyłem do lasu.



Stał i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni,

Oj da-dana, da-dana! - jak się strumień strumieni!



Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca,

Obryzgała mu ślepie, aż przymarszczył pół lica.



Nie wiedziała, jak pieścić - nie wiedziała, jak nęcić?

Jakim śmiechem pośmieszyć, jakim smutkiem posmęcić?



Wytrzeszczyła nań oczy - szmaragdowe płoszydła -

I objęła za nogi - pokuśnica obrzydła.



Całowała uczenie, i łechtliwie i czule,

Oj da-dana, da-dana! - tę drewnianą, tę kulę!



Parskał śmiechem dziadyga w kark poklękłej ułudy,

Aż przysiadał na trawie, jakby tańczył przysiudy.



Aż mu trzęsła się broda i dwie wargi u gęby,

Aż się kulą obijał o perłowe jej zęby!



"Czemuż jeno całujesz moją kłodę stroskaną?

Czemuż dziada pomijasz aż po samo kolano?



Za wysokie snadź progi dla czarciego nasienia,

Ty, wymoczku rusalny - ty, chorobo strumienia !



Pieszczotami to drewno chcesz pokusić do grzechu?

Oj da-dana, da-dana ! - umrę chyba ze śmiechu !" -



Spowiła go ramieniem, okręciła, jak frygą!

"Pójdźże ze mną, dziadoku - dziaduleńku -dziadygo !



Będę ciebie niańczyła na zapiecku z korali,

Będę ciebie tuczyła kromką żwiru spod fali.



Będziesz w moim pałacu miał wywczasy niedzielne,

Będziesz pijał z mej wargi pocałunki śmiertelne!"



Pociągnęła za brodę i za torbę żebraczą

Do tych nurtów pochłonnych, co się w słońcu inaczą.



Nim się zdążył obejrzeć - już miał falę na grzbiecie -

Nim się zdołał przeżegnać - już nie było go w świecie!



Zakłębiły się nurty - wyrównała się woda,

Znikła torba dziadowska i łysina i broda !



Jeno kloc ten chodziwy - owa kula drewniana

Wypłynęła zwycięsko - oj da-dana, da-dana!



Wypłynęła - niczyja, nie należna nikomu,

Wyzwolona z kalectwa, wypłukana ze sromu!



Brnęła tędy - owędy szukająca swej drogi,

Niby szczątek okrętu, co się wyzbył załogi !



Grzała gnaty na słońcu ku swobodzie, ku życiu,

Zapląsała radośnie na swym własnym odbiciu!



I we żwawych poskokach podyrdała przez fale.

Oj da-dana. da-dana! - w te zaświaty - oddale!

Inne teksty autora

Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian