MARSJANIE

Bolesław Leśmian

Zagrzmi w niebie okrętów napowietrznych tęt,

Niepokojąc międzygwiezdnych mgieł rozwiewisko.

Zniknie złuda przestrzeni, wyzwolonej z pęt -

Dość pomyśleć, że daleko, a już jest - blisko.



Na oścież się zasrebrzy księżycowy wstęp

Do bożymy - daleczyzny, w szmer i otchłanie -

A dołem - szumy leśne, zgielk drozdów i zięb -

I na ziemię wylądują zwiewni Marsjanie.



Stopą obcą dotknięta - westchnie ziemi twardź,

I na chwilę to, co ziemskie, chętnie się zaćmi.

Po wiekach wyczekiwań i tych z niebem starć

Spokrewnimy się obłocznie z nowymi braćmi.



W ich oczach - wiary w Oddal nie gasnący płom,

A w ich piersi - bezmiar żywy, swoisty , rdzenny.

Poczną nam się przyglądać w bezczasie jak snom -

I na zawsze się ustali ten pogląd senny...



A przywiozą nam z nieba - rozmodlone ćmy,

I zwierzęta zadumane - i zgubne baśnie.

I nagle zrozumiemy, że to jeszcze - my -

Że nie mogło być inaczej - tylko tak właśnie!...



W uczonej złocistości ich wróżebnych ksiąg

Wieszcz, co bogów nie odróżnia od chmur i łątek -

W czasie przeszłym - dni przyszłych spowiada ciąg

I pośmiertną wiedzą krzepi istnienia wątek...



Jakiś bóg z ich orszaku (złoć się, mrzonko, złoć!)

Zawieruszy się w jeziornym nieba odbiciu

I malejąc w docześnie srebrniejącą płoć,

Modrą wieczność w tym podwodnym wchłonie przeżyciu.



A ich elfy, co cierpią z dala od swych gwiazd

Na bezsenność wpośród kwiatów (o, gwiezdniej cierpcie!),

W żal pobiegną przez nagle urojony chwast,

A ż w tym chwaście zaszeleszczą ich żwawe kierpcie.



Słyną z czarów Marsjanki!... Niezgadniona płeć

Od ust naszych je przegrodzi - ledwo snu zasiedzą...

Byle tylko miłować i naglić i chcieć -

A nauczą nowych pieszczot. bo o czymś wiedzą...



Któż się zdoła domyśleć, jaki strach i szał

Pała w oczach, co się w słońcu mienią na opal!

Czym jest wobec tych niebem nasyconych ciał

Nasze ziemskie dziewuszątko i jego - chłopal?...



Z nich jedna - wiem na pewno, że pokocha mnie,

Ku mnie ciałem - wzbronnym światu - występnie spłonie.

Obczyzno, przyswojona w pieszczocie i śnie!...

Tajemnico, co posiadasz - usta i dłonie!



Za jej sen - w mym uścisku, za pieszczotę nóg,

Za wniknięcie pocałunkiem w jej czary żyzne -

Oddam chętnie, natychmiast - na rozstaju dróg -

Żywot wieczny i tę całą - zagrobowiznę!



W ślad za nią będzie kroczył niewidzialny mops,

Co podziemne węsząc zmory, wyje w niebiosy

Lub szczeka głosem czujnie rozśpiewanych kobz,

By odstraszyć złe uroki - złe sny - złe losy.



Jak brzmieć będzie jej imię - nie wiem, ale wiem,

Że wprowadzi mnie w głąb cudów - przez szum i trawę

Tak, że drzewa, roślinny przerywając zdrzem,

Z jednej jawy wejdą w drugą - i w trzecią jawę!...



A wy, coście szarzyzny uprawiali brzydź

I zbiorową w pyskach złudę srożyli dumnie,

Czy zdołacie tym życiem, co was wydrwi, żyć

I w zawrotny przepych słońca wejść bezrozumnie?



Już odtąd - z odwróconym do błękitu łbem,

Z wiarą w nową zaobłoczność, w odkrycia niebne

Pobrniecie niedołężnie - między snem a snem -

Od przydrożnych wierzb przyjmując - guzy chwalebne !...



Guzy, które złagodzą pychę waszych wad

I okupią uporczywość ślepego grzechu...

A my - śmiać się z nich będziem - śmiać się w cały świat!

Jakże tęskno mi już dzisiaj - do tego śmiechu!

Inne teksty autora

Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian
Bolesław Leśmian