Pożegnanie

Cyprian Kamil Norwid

 

 

                                        I z miłości, i z pieśni świat się naigrawa,

                                                 Burzę, co w głębi serca żywot nam pustoszy,

                                                  Zowią oczarowaniem sławy i rozkoszy;

                                                  O! cierniowa to rozkosz! opłakana sława!

                                                   B. Z.

 

Żegnam was, o lube ściany,

Skąd, dziecinne strzegąc łoże,

Chrystus Pan ukrzyżowany

Promieniami witał zorze.

A i dzisiaj, choć dokoła

Pasożytne pną się zioła,

Z ziół i pustek krzyż brązowy

Błogosławi mi na drogę.

Ostatni to sprzęt domowy,

Który jeszcze żegnać mogę -

 

 

Sprzęt domowy - i grobowy.

 

 

Żegnam także i was, szyby -

Tęczowymi lśniące blaski;

Do rodzinnej wy siedziby

Tak potrzebne jak obrazki,

I tak święte jak szkaplerze.

Przez was pierwszy raz ujrzałem

Wieś i niebo - przez was wierzę,

I tak wierzę, jak widziałem...

 

 

Wieś i niebo - dwa pojęcia,

Które ranny brzask umila,

Były dla mnie, dla dziecięcia,

Jak dwa skrzydła dla motyla.

Wsią i niebem żyłem cały,

O nich skrzydła mi szumiały,

A kłos złoty biorąc z ziemi,

I kłos słońca, promień złoty,

Wierzchołkami złączonemi

W tajemnicze wiłem sploty;

I bujałem nieujęty,

I bujałbym tak na wieki,

Lecz łza w swoje dyjamenty

Zakowała mi powieki,

I strąciła w przepaść nocy.

A ciążyły te okowy,

I ciążył mi chleb sierocy,

Przełzawiony, piołunowy,

Chleb sierocy, smutna dola,

Opuszczony dom i rola -- --

 

 

Potem Sfinks  n a u k ą  zwany,

Roztoczywszy obszar skrzydeł

Hieroglifem zapisany,

Do zgubniejszych gnał mię sideł -

A patrzyłem w skrzydła jego,

Jako w zwój pergaminowy:

Jak w rozwartą księgę złego,

Tajemnymi litą słowy-- --

I dojrzałem słów ubóstwo

Wśród czarnego głosek stada,

Co jak wielkie kawek mnóstwo

Boju myśli plac osiada,

I odleci, a zostanie

Blada kość i piasek blady,

Smutne grzechu panowanie,

Marna rzecz i marne ślady -

 

 

Potem jeszcze świat wesoły,

Bo wesołym się być mniema,

I ci ludzie pół-anioły,

Gdy aniołów całych nie ma -

Potem jeszcze miłość czysta,

Umarłego cień rycerstwa,

Za-urocza i za-mglista,

By w nią wierzyć - bez szyderstwa -

Potem jeszcze przyjaciele,

Litościwi i oszczerce,

Co na złe lub dobre cele

Odważają się mieć serce:

Ci i tamci równie biedni,

Tym nad zwykłą stojąc rzeszą,

Że gdy znudzi świat powszedni,

Dokuczają albo cieszą,

A to w snach przed-południowych

Miło widzieć, w snach młodości,

Że bez celów rachunkowych

Użyczają chociaż złości -

Biedni ludzie! niech im cnota

Rozpromieni noc żywota...

Cóż więc jeszcze dodać mogę,

Bym zapłakał, idąc dalej? -

Spojrzę oto na podłogę:

Kędym pełzał, pełza  S z a l e j;

Kędym dumał, kwiat pamięci

Lazurowym błyska okiem,

Jak ci młodzi wniebo-wzięci,

Migający za obłokiem;

I krzyż tylko zardzewiały

Na wezgłowiu mchów zielonych,

I te szczątki, co zostały

Z szyb tęczowo-przepalonych;

I ta myśl, i te wspomnienia,

I weselszych przeczuć tysiąc,

Zwitych w tęczę odrodzenia,

Którą Twórca raczył przysiąc,

I zaklinał się na Siebie,

Że znów góry wyjrzą z głębi:

A obłoki stały w Niebie,

Jak trwożliwy rój gołębi -

I świat cały się odradzał,

I znów słońce wyszło z chmury,

I znów księżyc się przechadzał,

Łabędziowy, jasno-pióry -- --

Gdy zaś, wedle słów Jehowy,

Siedmiobarwna Niebios wstęga,

Jako świt popotopowy,

Dotrzymuje, co przysięga,

Może również - kto wie - może

I ta moich przeczuć tęcza,

Wysnowana w imię Boże,

Uskuteczni, co zaręcza -

Może - tak; lecz jeśli burza,

Nim się jasne barwy sprzędą,

Wszystkie Nieba pozachmurza,

Które tylko są i będą -

Jeśli nawet Sfinks nauki

Marnym się okaże płazem,

Mamże, w szare strącon bruki,

Dla spokoju zostać głazem?

Mamże, ojców tłocząc kości,

Wołać głosem znikczemnienia:

,,Witaj mi, obojętności,

Ideale doświadczenia!"

Nie - choć piorun po piorunie

Gorejące wstęgi wije,

Ja w spienionych wałów runie

Zakrwawioną pierś obmyję.

Pierś obmyję, lub rozbiję! -

 

 

Nim zaś z czuciem Haroldowem

Cisnę się w to groźne morze,

Przeżegnajcież starym słowem:

     ,,Szczęść ci, Boże!..."

Inne teksty autora

Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid
Cyprian Kamil Norwid