NIC WIĘCEJ

Józef Czechowicz

niepokój z ognia

siwobiały wodospad

rozwiane włosy matki

gdy je czesze rozcięły na pół

smutek wlatuje przez okna

dośnić dospać

dosięgnąć katedr ostatnim

obrotem kół

jak tło mozaiki spękana

ręka na trzonie łopaty

moja może być zbrodnia

i dobry dar

janku joanno anna

szepcze jesienny badyl

skądże to w oczach wilgotnych

rudy żar



tak naznaczyło mnie signum

tonąc widzę w odmęcie

widzę kto dni me ciosa

z bólu i cyfr



niczego nie rozstrzygną

słupy płomienne w rzędzie

kładą się

jest kosa

będzie wichr

Inne teksty autora