fale chodzą cichutko
z drugiego brzegu od bagien
prowadzi wesołą łódkę
łopoczący żagiel
twarz rybaka w refleksach wiosny
kapelusz nad nią stoży się wysoki
ogorzałe ręce pogrążają płytko wiosło
burząc w wodzie obłoki
one i żagiel za cypel płyną prosto
pod wierzbę obciążoną złocistym okwiatem
w milczeniu plam świateł
luby jest postój
taki w pamięci pejzaż się otwiera
choć dzień niejeden go pokrył
jezioro na litwie nazywało się wiero
ten rybak bogdan modryj
myślę miasto niebo w łunie rudawej
tam zdziera płuca we wrzasku odlewni wentyl
pod kratami mostu okręt zawył
stocznie remizy dymią
wszystko cenię ceną legendy
krzyk miasta ciszę na łodzi
legendą olbrzymią dzień jak codzień
wiersz jedyna dedykuję pani marli grzegorzewskiej
wiersz światło po poludniu zechce przyjąć pani marła maćkowska
wiersz wąwozy czasu zechce przyjąć pan wilam horzyca
wiersz świat zechce przyjąć pan jan wydra
wiersz narzeczona zechce przyjąć pan wiktor ziółkowski
książkę poświęcam matce mej i siostrze
z drugiego brzegu od bagien
prowadzi wesołą łódkę
łopoczący żagiel
twarz rybaka w refleksach wiosny
kapelusz nad nią stoży się wysoki
ogorzałe ręce pogrążają płytko wiosło
burząc w wodzie obłoki
one i żagiel za cypel płyną prosto
pod wierzbę obciążoną złocistym okwiatem
w milczeniu plam świateł
luby jest postój
taki w pamięci pejzaż się otwiera
choć dzień niejeden go pokrył
jezioro na litwie nazywało się wiero
ten rybak bogdan modryj
myślę miasto niebo w łunie rudawej
tam zdziera płuca we wrzasku odlewni wentyl
pod kratami mostu okręt zawył
stocznie remizy dymią
wszystko cenię ceną legendy
krzyk miasta ciszę na łodzi
legendą olbrzymią dzień jak codzień
wiersz jedyna dedykuję pani marli grzegorzewskiej
wiersz światło po poludniu zechce przyjąć pani marła maćkowska
wiersz wąwozy czasu zechce przyjąć pan wilam horzyca
wiersz świat zechce przyjąć pan jan wydra
wiersz narzeczona zechce przyjąć pan wiktor ziółkowski
książkę poświęcam matce mej i siostrze