DNO

Józef Czechowicz

żelazny świat tej łodzi

dotknięty kometą granatu

tonął odchodził

pionowo w słoje wody burej

chmurą

na dno na dół



wewnątrz biega na przestrzał

krótkich spięć pożar

drży rży moc w grubych nitach

jęczą miażdżone morzem

blachy pancerne trzeszczą

akumulatory zalane po wręby

we mgle ryżej kwasów manometru nie odczytać

i tak wiadomo wciąż głębiej



ciemniejsze czerwieńsze lampy

chrypi cierpki oddech

motor szalał na 400 amper

przeciążony zamilkł

już się poddał

sami



u kabli rur marynarze zawiśli bez ruchu

cisza cwałuje straszliwy przybysz

w zaduchu

zalewają skroń ogniste grzywy

bratersko piersią przy piersi

w sieci zerwanych drutów czy w promieniach

oficerowie pieśń zaczynają pierwsi

i łódź się w pieśń zamienia

i orłami czerwonymi w oczach atmosfera

ach tak jest umierać

ciężka ekstaza cichnie w iskier trzasku

widać chaos kształtów na dnie rozpostartych

atlantyda jest niżej

czarno-czerwona jak karty

a jak port pełna blasków



10 tysięcy lat chłonęła oceanu wino

koncentryczne budowle szumiały w słonej wodzie

teraz powieka zapada ostatni raz

drgnął drut czas

na nowo od końca w maszynę się nawinął

będzie nowych cyfr czekiem



na głębokości stu metrów konając młodzi

zrównaliśmy przeszłe i przyszłe wieki

Inne teksty autora

Józef Czechowicz
Józef Czechowicz