Jesienny spacer poetów

Krzysztof Kamil Baczyński

Drzewa jak rude łby barbarzyńców
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.

Szli po dudnišcym moœcie kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamyœlonym grobem obłoków,
po liœciach jak po krwawych łzach.

I mówił pierwszy: „Oto jest pieœń,
Która uderza w firmament powiek”.
A drugi mówił: „Nie, to jest œmierć,
którš przeczułem w zielonym słowie”.



paŸdziernik 41r.