Drzewa jak rude łby barbarzyńców
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
Szli po dudnišcym mocie kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamylonym grobem obłoków,
po liciach jak po krwawych łzach.
I mówił pierwszy: Oto jest pień,
Która uderza w firmament powiek.
A drugi mówił: Nie, to jest mierć,
którš przeczułem w zielonym słowie.
padziernik 41r.
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
Szli po dudnišcym mocie kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamylonym grobem obłoków,
po liciach jak po krwawych łzach.
I mówił pierwszy: Oto jest pień,
Która uderza w firmament powiek.
A drugi mówił: Nie, to jest mierć,
którš przeczułem w zielonym słowie.
padziernik 41r.