Cóż mi, Panie, żem lepszy od cieni? W ich tłumie
ognia Twoich objawień rozróżnić nie umiem
od cieni, które we mnie i wśród których błądząc
jestem sercem ciemności i ciemności żądzą.
Kiedy przeze mnie wołasz, jakże ja ostaję,
kiedym jest sam dla siebie obiecanym krajem?
I cóż mi, żem szkatuła, w której nic już więcej
ponad głos w niej zamknięty i złoto uświęceń?
Ja nie okrętem Tobie, bo gdzie by mi unieść
Twój czas nienazywany, Twoje sny- zrozumieć.
Ja sam we śnie płaczący, skuty małym strachem,
przybity niebem znaków jak zwalonym dachem.
Ja sam w tym śnie rzucając ramionami w ciszę,
sam swoich dni nie umiem, swych ramion- nie słyszę.
Przywróć mi, Panie, siłę zamysłów skupionych,
gdzie mimo trwóg świadomość- ręce są jak dzwony
poważne, morzem brzmiące, a światem serdeczne,
co choć w nim, to ponad nim blaskiem- ostateczne.