A lubią jeszcze powikłaną zgrają
Spłoszyć się nagle o samej północy
Albo udawać, że tylko udają
Uległość niebu i hołd swej niemocy...
I lubią patrzeć wskroś nieba opary
I nie znajdować błękitnej przyczyny
Narodzin, którym słoneczne zegary
Nie dały jednej, śmiertelnej godziny.
Lubią się jeszcze skarżyć, nie żalić
na kwiatów wonność, na słońca uduszność,
I na ten ogień, co nie chce ich spalić,
I na istnienia całego niesłuszność!
A potem na wznak kłaść się na niebiosy,
spłatać ramiona i rozplatać włosy
Spłoszyć się nagle o samej północy
Albo udawać, że tylko udają
Uległość niebu i hołd swej niemocy...
I lubią patrzeć wskroś nieba opary
I nie znajdować błękitnej przyczyny
Narodzin, którym słoneczne zegary
Nie dały jednej, śmiertelnej godziny.
Lubią się jeszcze skarżyć, nie żalić
na kwiatów wonność, na słońca uduszność,
I na ten ogień, co nie chce ich spalić,
I na istnienia całego niesłuszność!
A potem na wznak kłaść się na niebiosy,
spłatać ramiona i rozplatać włosy