"Białe róże krwi"

Tadeusz Miciński

Białe róże krwi rosną przy mej celi - a dokoła bór w swych upiornych snach. Kiedy zimna noc - jako czarny ptak - na wierzchołkach gór zostrzy krwawy dziób - dwie siostrzyczki me - ach, dwie obłąkane z lśniącymi oczyma, jak zaklęte skarby - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - i słucham piosenek - i drżą srebrne rosy - odmykam okno gotyckiej wieżycy. I łkają słowiki i z szumem drżą fale - do groty umarłych wszedł księżyc. Węże znad jezior prężą się uśpione, a drzewa olbrzymy pośród chmur i nieba. Gwiazdy jak róże kwitną wśród gałązek, taniec szkieletów - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Na katafalku z czarnych kamieni leży blady królewicz i litośnie patrzy na swą zabójczynię. Ona, jak posąg, bezmowna - w ekstazie bólu uśmiecha się przez zasłonkę grobu. Patrzy litośnie królewicz - dwa jeziora oczu ścinają mu się w lód. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Dwie siostrzyczki moje palą kwiat paproci. Ziemia rozpęka w urwisko. Nad jeziorem śmierci siedzi nagi człowiek i w zielonkawą patrzy toń, jako w źrenice święte Ureusa. A strojne karły i wesołki tańcząc na nitkach pajęczych zawodzą spiżowy chorał o narodzinach gwiazd. Mój brat: przed obliczem siedmiu posągów skrzyżowaliśmy nasze miecze i czaszę krwi piliśmy na braterstwo. Całą wieczność szukałem - odnalazłem weseląc się w płaczu moim. Zaklinam go w dawne imiona anielskie - przypomina - budzi się, jak ze snu - uśmiecha się, jak Jehowa, spoza mgławicy, a strumień piany toczy się po zoranych ustach. Prosi bym do uścisku podał dłoń - chwycił mocno rękę moją - zataczając się w okropnej radości, wykręcił i z całej mocy złamał na żelazach. Zmiażdżoną ręką uderzył mię w twarz i wyzwał na straszny - zagrobny bój - w nurtach głębokiej wody. Łzy płyną mu anielskie, rzewne po zbrużdżonym obliczu piorunami, jak ziemia - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Dwie siostrzyczki me rzucają do ognia pszeniczną śnieć. Siedzę na ganku wśród odwiecznych lip, szafranowe krokusy pachną mi świętem Wielkiejnocy, lilowe malwy i czarne bratki szepcą opowiastki o tych, co minęli. A słońce rozsypało krwawe róże na obłokach - i gdy zagasły - stało się, jakby ktoś ogród zamienił w żuzle i popiół. Pies wierny skomli przez sen u moich nóg. Prowadzi do mnie małe dziecię żona - za rączkę. I cisza taka święta wśród omglonych łąk i lasów. Świerszcze sykają pod progami, żaby rechocą - jakby szklane, grające wirowały sfery. I poszedłem, ach - na drogę pod krzyż i nie wrócę już - nigdy nie wrócę. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - O siostrzyczki moje, podłóżcie smolny żar i niech rozszumi oceanowym śpiewem ognia ta puszcza. W płonących wirach dymu zapadną się moje czarne księstwa - w roztopach żywicy skamienią się moje napowietrzne jeziora - upiorne skrzydła moje zanurzę w prastarych wulkanach - i tylko serce me złóżcie z modlitwą do ziemi. Nad popiołami zaszumią zboża - będą ludzie pożywać - i błogosławić. Moim Siostrom i Matce.

Inne teksty autora

Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński
Tadeusz Miciński