W porcie

Wystan Hugh Auden

Marynarze schodzą na wybrzeże
Ze swoich pustych statków,
Chłopcy z klasy średniej, z wyglądu łagodni,
Miłośnicy komiksowych historii;
Partia baseballa to dla nich więcej
Niż Troja i setka jej upadków.

Są zagubieni nieco, trafili
Do miejsca nieamerykańskiego,
Tubylcy mijają ich z własnymi
Przyszłościami i własnym prawem;
Są tutaj nie dlatego,
Lecz na wszelki wypadek;

Ta kurwa z tą niecnotą,
Co tandetę im wpychali,
Na swój sposób, chociaż kiepski,
Służą tym Społecznej Bestii;
Nic nie sprzedają, nic nie robią, -
Nic dziwnego, że pijani.

Lecz na gwałtownym błękicie zatoki
Każdy statek zyskuje
Przez to, że nie ma nic do roboty;
Bez ludzkiej woli, by dać rozkazy,
Kogo mają dzisiaj zabić,
Mają ludzką strukturę.

Na zagubiony żaden nie wygląda,
Raczej na przeznaczony w projektach
Na jakiś układ abstrakcyjny
Jakiegoś mistrza wzoru i linii,
Z pewnością warte każdego centa
Miliardów, które musiały kosztować.

Inne teksty autora

Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden
Wystan Hugh Auden