Charles Baudelaire,
Biedna Belgia
Argumenty do książki o Belgii.
Wybór tytułów:
Prawdziwa Belgia. Belgia obnażona. Naga Belgia. Śmieszna stolica. Stolica małp.
1. U w a g i w s t ę p n e
Że trzeba, cokolwiek mówiłby Danton, "unosić zawsze swą ojczyznę na podeszwach butów".
Francja widziana z bliska wygląda na kraj barbarzyński. Ale proszę pojechać do Bel~ii, a staniecie się mniej surowi dla waszego kraju. Jak Joubert1 dziękował Bogu, że stworzył go mężczyzną, a nie kobietą, wy mu podziękujecie za to, że nie stworzył was Belgami, ale Francuzami.
Zasługa napisania książki o Belgii. Chodzi o to, aby być zabawnym, mówiąc o nudzie, pouczającym, mówiąc o niczym.
Robiąc szkice o Belgii, uzyskuje się w zamian tę korzyść, że tworzy się jednocześnie karykaturę głupstw francuskich.
Europejska konspiracja pochlebców na rzecz Belgii. Belgia, która uwielbia komplementy, bierze je zawsze na serio.
Jak to u nas opiewano dwadzieścia lat temu wolność, chwałę i szczęście Stanów Zjednoczonych Ameryki! Podobne głupstwo wobec Belgii. Dlaczego Francuzi, którzy mieszkali w Belgii, nie mówią o niej prawdy? Ponieważ jako Francuzi nie mogą się przyznać, że zostali oszukani.
Wiersz Woltera o Belgii:
Belgia groteskowa.
Prawdziwa Belgia.
Belgia całkiem naga.
Belgia rozebrana.
Stolica dla żartów.
Groteskowa stolica.
Małpia stolica.
Stolica dla małp.
Przybyłem do miasta, którego znać nie chcę.
W smutku przebywam, w ociężałej nudzie.
W obojętności głupiej jego bruki depcę.
O stary kraju, o, posłuszni ludzie!
Zabrakło wam rozumu, a wiara została. - Wolter w Brukseli, 1772.
Trzy ostatnie słowa są zbyteczne.
P o c z ą t e k
Francja jest bez wątpienia krajem barbarzyńskim. Belgia także. Cywilizacja schroniła się chyba w jakimś małym, nie odkrytym jeszcze plemieniu.
Strzeżmy się niebezpiecznej zdolności do uogólnień, jaką mają Paryżanie.
Powiedzieliśmy może za dużo złego o Francji.
Trzeba zawsze unosić część własnej ojczyzny na podeszwach butów. Jest to środek odkażający.
Tutaj każdy boi się zgłupieć. Atmosfera snu. Powszechna powolność (której symbolem jest pociąg pośpieszny).
Produkt Karpia i Królika.
Francuzi wolą oszukać niż przyznać się, że zostali oszukani. Próżność francuska.
B r u k s e l a, p o c z ą t e k
Ostrzeżenie niepotrzebne dla ostrzeżonych.
Celem utworu satyrycznego (sic) jest upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Robiąc szkice na temat Belgii, robi się zarazem karykaturę Francji.
2. Bruksela. Wygląd ulicy
Pierwsze wrażenia. Mówi się, że każde miasto, każdy kraj mają swój zapach. O Paryżu mówią, że czuć go, czy też czuć go było, kwaśną kapustą. Przylądek czuć baraniną. Są takie wyspy tropikalne, które pachną różą, ambrą albo olejkiem kakaowym. Lyon czuć węglem. Wschód na ogół czuć ambrą i padliną. Brukselę czuć czarnym mydłem. Pokoje hotelowe czuć czarnym mydłem. Łóżka czuć czarnym mydłem. Ręczniki czuć czarnym mydłem. Chodniki czuć czarnym mydłem. Mycie fasad i chodników, nawet kiedy leje jak z cebra. Mania narodowa, powszechna. Ogólna mdłość życia. Cygara, jarzyny, kwiaty, owoce, kuchnia, oczy, włosy, wszystko jest mdłe, wszystko jest smutne, bez smaku, senne. Twarze są zamazane, ciemne, senne. Potworny strach Francuzów przed tą zaraźliwą śpiączką. Tylko psy żyją; to są murzyni belgijscy.
Bruksela o wiele bardziej hałaśliwa od Paryża; dlaczego? Bruk nieregularny; ściany domów cienkie i akustyczne; wąskie ulice; wymowa ordynarna i przesadna; wszyscy są niezdarni; narodowy gwizd (co to jest) i szczekanie psów.
Mało trotuarów albo trotuar, który się nagle urywa (skutki indywidualnej wolności posuniętej do ostateczności). Okropny bruk. Nie ma życia na ulicy. - Dużo balkonów, nikogo na balkonach. "Judasze", oznaka nudy i niegościnności.
Smutek miasta, które nie ma rzeki.
Nie ma wystaw w sklepach. Po Brukseli nie można chodzić, tak jak to lubią robić wszystkie narody obdarzone wyobraźnią. Nie ma na co patrzeć i chodniki są nie do użytku.
Masa lorgnon. Dlaczego. Co na to optyk. Zadziwiająca ilość garbatych. Twarz belgijska, czy raczej brukselska, bez światła, bez kształtu, blada albo czerwona, dziwna budowa szczęk, głupota i groza.
Krok Belgów ciężki i obłąkany. Chodzą patrząc za siebie i potrącają się bez przerwy.
B r u k s e l a, c h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a
Zapachy miast. O Paryżu mówią, że czuć go kiszoną kapustą. Przylądek czuć baraniną. Wschód czuć ambrą i padliną. Frankfurt?...
Brukselę czuć czarnym mydłem.
Pościel. Nie można spać przez to czarne mydło.
Nie ma zapachów.
Nie ma smaku.
Mdłość wszędzie: w cygarach, w jarzynach, w kwiatach (spóźniona i deszczowa wiosna, lato upalne i parne), w oczach, włosach, spojrzeniach.
Zwierzęta mają wygląd smutny i senny.
Twarz człowieka ociężała i otłuszczona.
Mają głowy wielkich, żółtych królików i powieki żółte. Mają wyraz twarzy rozmarzonych baranów.
Mówią z trudem, kluski w gębie, sylaby im więzną w gardłach.
Papryka zmienia się tu w ogórek.
Rozdział o psach, na które zdaje się przeszła cała żywotność, jaką stracili wszyscy inni.
Psy w uprzęży (powiedzenie Dubois).
B r u k s e l a, w y g l ą d u l i c y
Mycie trotuarów, nawet kiedy leje jak z cebra. Mania narodowa. Widziałem małe dziewczynki, które przez całe godziny szorowały kawałek trotuaru przy pomocy ściereczki.
Oznaka naśladownictwa i szczególna cecha ludzi niewybrednych w wyborze rozrywki.
B r u k s e l a, o b y c z a j e
Czystość belgijska.
Skłonność do naśladownictwa u małych dziewczynek.
Dziewczynki szorujące przez cały dzień przy pomocy ściereczek mały kawałek trotuaru.
B r u k s e l a, c h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a, o b y c z a j e
Smutek zwierząt. Psy, tak jak kobiety, nie znają pieszczoty. Nie można się z nimi zabawić ani ich rozweselić. Dziwią się tylko, jak prostytutka, gdy się jej powie: proszę pani. Ale co za zapał do pracy!
Widziałem potężnego, grubego mężczyznę, który położył się w wózku i kazał się ciągnąć psu pod górę.
Jest to właśnie dyktatura dzikusa w kraju dzikusów, gdzie samiec próżnuje.
B r u k s e l a
Pierwsze odkrycia.
Bruksela, miasto bardziej hałaśliwe od Paryża. Dlaczego?
1) Bruk - przeklęty bruk, który łamie koła u wozów.
2) Niezdarność, brutalność, nieporadność ludzi, stąd kupa wypadków. (Co do niezdarności ludzkiej, nie zapomnieć o sposobie chodzenia Belgów, którzy kroczą nie patrząc przed siebie. Jak musi kluczyć człowiek cywilizowany, aby nie zderzać się z Belgami. - Belg nie idzie, ale się zwala.)
3) Wszyscy gwiżdżą.
4) Usposobienie krzykliwe, wrzaskliwe, głupkowate. Ryk belgijskiego bydlęcia.
Paryż, miasto o tyle większe i bardziej zapracowane, wy daje tylko pomruk głęboki, falujący i - by tak rzec- aksamitny.
U l i c e B r u k s e l i
Dlaczego Bruksela jest tak hałaśliwa?
- Bruki szczególnie odbijają hałas.
- Domy cienkie i akustyczne.
- Niezdarni robotnicy i woźnice.
- Głosy przenikliwe, flamandzka brutalność, "chrapliwy zaciągający głos, akcent belgijski".
- Szczekanie psów.
- Wszyscy gwiżdżą.
P e n s j e
Belgowie - mężczyźni, kobiety, chłopcy, dziewczynki czy bawią się, czy myślą, zawsze są podobni do pensjonarek.
Kobiety siusiają tylko gromadnie. One, jak mówi Beroal de, idą na siusianie.
Moja walka z bandą obżerających się dam brukselskich.
B r u k s e l a
Ogólny widok ulic.
Trotuarów nie ma albo niewiele.
Potworny bruk.
Nie ma rynsztoków.
Jak mieszkańcy potrącają się i jak noszą laski.
O b y c z a j e b r u k s e l s k i e
Odruchowy śmiech bez powodu, zwłaszcza u kobiet.
Nie umieją się uśmiechać. Mięśnie ich twarzy nie są wystarczająco elastyczne dla wykonania tej przyjemnej pracy.
C h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a
Ogólnie wygląd zamożny.
Ulica bez życia.
Dużo balkonów, nikogo na balkonach.
Ogródki w głębi posesji.
Każdy u siebie. Pozamykane drzwi.
Nie ma klozetów na ulicach.
Nie ma wystaw w sklepach.
Brak rzeki, której nie mogą zastąpić kanały.
- Miasto bez rzeki.
I nie można się przechadzać, bo ciągle trzeba się w górę wspinać.
Nie ma wystaw w sklepach.
I to łażenie przed sklepami, to "patrz, coś ładnego...", radość i nauka, wszystko to niemożliwe!
Każdy u siebie!
B r u k s e l a. C h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a
Dużo balkonów. Ale nikogo na balkonach.
Lud, który siedzi w domu.
Co prawda, na co miałby patrzeć na ulicy?
Cechy charakterystyczne ulicy i ludności.
Lorgnon na sznurku, zawieszone u nosa.
Mnogość oszklonych oczu, nawet wśród oficerów.
Pewien optyk powiedział mi, że większość lorgnon, które sprzedaje, są to zwykłe szkła. A więc to lorgnon narodowe nie jest niczym innym, jak tylko nieudaną próbą elegancji i jeszcze jedną oznaką małpiarstwa i konformizmu.
Czystość firanek i stor.
Bardzo dużo kwiatów.
Pokoje urządzone z umiarkowanym zbytkiem.
W głębi przyduszony ogródek.
Wszystkie mieszkania zadziwiająco podobne.
Luksus, gdy mu się przyjrzeć z bliska, jest nie tylko monotonny, ale tandetny.
Belgowie to naród gwiżdżący jak niektóre głupie ptaki. Gwiżdżą bez melodii. To, co gwiżdżą, nie ma żadnej melodii.
Energicznie wydają gwizd. Moje rozdarte uszy.
Nawyki niepoprawnych dzieci.
Potworna brzydota dzieci. Zapchlone, zabłocone, zasmarkane, ohydne.
Brzydota i brud. Ale gdyby były czyste, byłyby jeszcze wstrętniejsze.
Gwiżdżą i śmieją się bez powodu, do rozpuku. Oznaka kretynizmu. Wszyscy Belgowie bez wyjątku wyglądają na biedaków.
Twarz belgijska czy brukselska.
Chaos.
Bezkształtna, zniekształcona, cierpka, ciężka, ponura, nie dokończona, jakby nożem ciosana.
Spiczaste zęby.
Usta nie nadające się do uśmiechu.
Śmiech praktykuje się, owszem, ale bez sensu, na całe gardło, z byle czego.
Mętna twarz bez wyrazu, jak cyklopa, ale nie jednookiego, tylko niewidomego.
Zacytować wiersz Petrusa Borela2. Straszna rzecz to brak spojrzeń.
Języki mają potwornie grube, stąd wymowa ich kluskowata i świszcząca. Na ulicy i wszędzie dziwne usta.
Ani jednej zmysłowej wargi.
Ani jednej wargi władczej.
Ani jednej wargi ironicznej.
Ani jednej wargi wymownej.
Wpółotwarte klozety idiotyzmu.
Wpółotwarte kloaki.
Wargi bezkształtne.
Twarze nie dokończone.
O g ó l n a c h a r a k t e r y s t y k a f i z j o n o m i i
B r u k s e l a
Wszystkie twarze belgijskie mają w sobie coś mrocznego, coś z zuchwalstwa i nieufności, jedne to są twarze zakrystianów, inne to twarze dzikusów.
Chód zarazem pośpieszny i bezmyślny a niezdecydowany wymaga oczywiście dużo miejsca.
Masa garbusów.
P o c z ą t e k o B r u k s e l i
Nie ma na pewno nic bardziej ponurego niż widok twarzy ludzkich, u których daremnie szukamy wyrazu odpowiadającego naszym uczuciom. - Maturin
B r u k s e l a
Fizjonomia fizyczna.
Bruksela jest krajem garbusów, ojczyzną Rachitis.
Dlaczego?
Z wody czy z piwa, czy ze złych warunków zdrowotnych miasta i mieszkań?
W sumie jest to wciąż ten sam naród, co dawniej. Jak siusiacz, rzygacz i kiermasze z Ostade i Teniers wyrażają wciąż trafnie flamandzki zmysł humoru i zabawy, tak samo w dzisiejszym życiu odnajdujemy artretyczne typy z malarstwa prymitywów Północy.
Oko rozbiegane, wielkie, głupie, wytrzeszczone. Wrażenie nieuczciwości pochodzi po prostu z tego leniwego wejrzenia.
Belgowie lezą obracając się za siebie i w końcu wywracają się na ziemię.
Budowa szczęk.
Mięsiste języki.
Gwizd,
wymowa powolna, kluskowata.
Oko belgijskie, wielkie, ogromne, wytrzeszczone, niegrzeczne (dla cudzoziemców).
Niewinne oko ludzi, którzy nic nie mogą zobaczyć w mgnieniu oka.
Jeden z bohaterów Cyrana powiada do drugiego: jesteś tak gruby, że nie można by cię sprać całego w ciągu jednego dnia.
Dla oka belgijskiego każda rzecz jest tak duża, że wymaga czasu, aby się jej przyjrzeć.
Belgijskie oko ma w sobie coś z bezmyślności i arogancji mikroskopu.
Brzydota nie może zrozumieć piękna.
Porównajmy brzydotę tego narodu z jego nienawiścią do Piękna. Przykłady: śmiech ulicy i wszelkich zgromadzeń na widok prawdziwego piękna - zupełna niezdolność artystów belgijskich do zrozumienia Rafaela.
Pewien młody pisarz powziął niedawno ideę pomysłową, ale niezupełnie słuszną. Świat się kończy. Ludzkość obumiera. Ówczesny Barnum3 pokazuje skarlałym ludziom swej epoki piękną kobietę z dawnych czasów. którą sztucznie zakonserwowano. "Cóż to, powiadają, ludzkość była kiedyś tak piękna?" Ja twierdzę, że to niemożliwe. Upadły człowiek podziwiałby brzydotę i nazywałby ją pięknem. Popatrzcie na nieszczęsnych Belgów.
Belgowie nie umieją chodzić. Całą ulicę zapychają swoimi nogami i ramionami. Pozbawieni zręczności, nie umieją przemykać się i obracać; ciężko nadziewają się na przeszkody.
Skryte, nieufne zimno spojrzeń.
Wyraz twarzy jednocześnie okrutny i nieśmiały. Spojrzenie rozbiegane i ukradkowe, nawet gdy kieruje się prosto na was. Plemię nieufne, bo mu się wydaje, że jest jeszcze słabsze niż jest naprawdę.
K o b i e t y
Kobieta nie istnieje. Brudna, limfatyczna skóra. A poza tym nie przyzwyczajona do pieszczot, nie umie się podobać. Nigdy tego nie robi.
Są samce i samice. Galanteria nie istnieje. - Ani elegancja.
O b y c z a j e u l i c z n e
Belg kroczy ciężko i nieprzytomnie.
Belgowie idą patrząc za siebie. Można by powiedzieć, że głupia ciekawość odwraca ich głowy do tyłu. podczas gdy automatyczny odruch pcha ich do przodu. - Belg może Zrobić trzydzieści albo czterdzieści kroków z głową odwróconą, ale w końcu przyjdzie chwila, gdy się nadzieje na kogoś lub na coś. Co się musiałem nakluczyć, aby umknąć idącym Belgom.
Belg w tłumie pcha co sił pięściami tego, który idzie przed nim. Jedyna rada to odwrócić się nagle i wyrżnąć go niby przez nieuwagę łokciem w brzuch.
Niezdarność belgijska. Belgowie nie umieją chodzić. Miejsce, które Belg zajmuje na ulicy. To gorsze niż robotnicy francuscy tak opiewani przez Piotra Dupont.
Niezdarność woźniców belgijskich.
(W Brukseli jest wiele stromych pochyłości).
Nie umieją wskazać drogi.
3. B r u k s e l a, ż y c i e, s k l e p t y t o n i o w y, k u c h ni a, w i na
Sprawa tytoniu. Złe strony wolności.
Sprawa kuchni. Nie ma pieczeni. Wszystko duszone na parze. Wszystko na zjełczałym maśle (z oszczędności albo z upodobania). Jarzyny ohydne (albo z natury, albo przez to masło). Żadnych przypraw. (Kucharze belgijscy są przekonani, że przyprawić to znaczy przesolić.)
Faktem znamiennym jest zniesienie deserów i dodatków do mięsa. Nie ma owoców. (Ciekawe, czy owoce z Tournai są dobre - eksportuje się je do Anglii.) Trzeba je więc sprowadzać z Francji albo z Algierii. Na koniec chleb jest ohydny, mokry, miękki, przypalony.
Do znanego już kłamstwa o wolności belgijskiej i o czystości belgijskiej dodajmy kłamstwo o tanim życiu w Belgii.
Wszystko jest cztery razy droższe niż w Paryżu, gdzie drogie jest tylko komorne.
Tu wszystko jest drogie z wyjątkiem komornego.
Jeśli macie siły, możecie żyć w Belgii. Obraz diety i higieny belgijskiej.
- Sprawa win. - Wino to przedmiot zaciekawienia i zbieractwa. Cudowne piwnice, bardzo bogate, wszystko podobne do siebie. Wina drogie i ciężkie. Belgowie p o k a z u j ą swoje wina. Nie piją dla przyjemności, ale z próżności, aby manifestować swą jednomyślność i aby upodobnić się do Francuzów.
- Belgia, raj dla komiwojażerów win.
Ludowy napój. Piwo brukselskie (faro) i syrop z jeżyn.
O sprawie tytoniu.
Wielki artykuł o kuchni.
Mdłość.
Chleb.
Zjełczałe masło.
Same jarcyny. Groszek, szparagi, ziemniaki!
Jajka na przypalonym maśle.
Nie ma owoców.
Nie ma przystawek.
Nie ma przypraw.
Belg jest nie większym smakoszem od Papuasa.
Ich kuchnia jest niesmaczna i prymitywna.
A przekupień opału?...
Sprawa wina!
...
Kuchnia belgijska. Pustki w restauracjach - a właściwie nie ma restauracji. Kiepski chleb dla smakoszów. Jak się pocieszyć? Czytać książkę kucharską. - Nie masz kochanki, czytaj podręcznik miłości.
Pomyliłem się co do ogółu. Istnieje kuchnia flamandzka, ale trzeba jej szukać w domach.
Nie ma pieczonego mięsa.
Sprawa win i wina.
Czy Belgowie lubią wino? Tak, jako przedmiot zbieractwa. Byliby zadowoleni, gdyby mogli je pokazywać, nie dając do picia i nie pijąc.
Piją je przez próżność, aby dać do poznania, że je lubią.
Zawsze stare wina.
Chłop normandzki i cidre.
Sprawa win.
Publicznie - wino, w domu - piwo. Piją wino z próżności, aby wyglądać na Francuzów, ale go nie lubią.
Zawsze małpowanie, namiastki.
Sprawa chleba.
Sprawa jarzyn.
Sprawa masła.
Sklep z materiałami opałowymi.
Powszechne oszczędzanie.
Opowieść o panu, który nie chciał zapłacić za pikle u Hortona. Faro za 2 su i 3 centymy.
Namiętna miłość do centymów.
Krzesła bez poręczy.
Zwyczaj podawania napojów według miary, jakby do barmana należało czuwać nad fantazją konsumentów. Przerażające pijaństwo ludu. Pijaństwo tanie. Piwo i syrop jeżynowy.
Piwnice mieszczańskie, fantastycznie bogate. Wina się starzeją.
Faro pompują z klozetu, to znaczy ze Skaldy; jest to napój pędzony z odchodów miejskich, przepuszczonych przez aparaturę destylacyjną. A więc miasto od wieków pije własne szczyny.
4. O b y c z a j e
K o b i e t y i m i ł o ś ć
Nie ma kobiet, nie ma miłości.
Dlaczego?
Nie ma galanterii męskiej, nie ma wstydu kobiecego. Wstyd, przedmiot zakazany albo niepotrzebny. Ogólny obraz Flandryjki albo przynajmniej Brabantki (Wallonię zostawmy na razie na boku).
Ogólny typ fizjonomiczny przypomina barana. - Uśmiech uniemożliwiony z powodu oporu mięśni oraz budowy zębów i szczęk.
Kolor skóry na ogół blady, czasem purpurowy. Włosy żółte. Nogi, piersi ogromne, pełne łoju. Stopy - groza! ! !
W ogóle potworna bujność kształtów, potworny rozrost, wszystko kwitnie i nadyma się jak na błotach, a to z powodu wilgotności powietrza i obżarstwa kobiet.
Smród kobiet. Anegdoty.
Nieprzyzwoitość belgijskich pań. Anegdoty o latrynach i kącikach na ulicy.
Co do miłości, przypomnieć świństwa dawnych malarzy flamandzkich. Miłostki sześćdziesięciolatków. Ten naród się nie zmienił i malarze flamandzcy są wciąż prawdziwi.
To są samice. Nie ma kobiet.
- Prostytucja belgijska, droga i tania. Namiastka francuskich kurewek.
Prostytucja francuska w Brukseli.
- Wyciąg z przepisów o prostytucji.
B r u k s e l a
O kobiecie ogólnie.
Nos poliszynela,
czoło baranie,
powieki jak płatki cebuli.
Oczy bezbarwne i bez blasku.
Usta potwornie małe albo po prostu brak ust (ani mówić, ani całować).
Cofnięta dolna szczęka.
Płaskie stopy i słoniowe nogi (belki na deskach).
Fioletowa cera,
a z tym wszystkim zadufane
i wypięte do przodu jak gołębice.
Kobiety na ulicy.
Ich stopy,
ich łydki.
Ich smród.
Jeśli im zrobisz przejście, zejdą z chodnika, bo przywykły ustępować miejsca mężczyznom, i podziękują ci za twoje dobre chęci, traktując cię jak źle wychowanego.
Opis kilku kobiet belgijskich. - Nos, oczy, pierś. Rubens na łoju.
Kwoki, klempy, sroki.
Belgowie chodzą w sposób nieopanowany i jednocześnie niepewny, jak powozy prowadzone przez ich woźniców.
Kobiety stawiają stopy do środka.
Wielkie, płaskie stopy.
Grube ramiona, grube piersi
i grube łydki kobiet.
Puszczańska wegetacja.
Lekarstwo na miłość, wyrażenie Ludwika XIII.
Tutaj niewinność to żadna zasługa dla mężczyzny.
Priape by osowiał.
Obie płcie palą się każda sobie.
U mężczyzn żadnej galanterii.
U kobiet żadnej kokieterii ani oporu, ani wstydu.
Dla mężczyzny żadna chwała, żadna zdobycz, żadna zasługa.
Wszystko blondyny mdłe, o oczach baranich, szarych lub niebieskich, z wypiekami na twarzy. Kafrina (?) byłaby tu Aniołem.
Bujny rozkwit dziewczyn, tłusta bujność.
Jak jarzyny hodowane na błocie.
Kobiety nie umieją chodzić. - Nie ma klozetów publicznych. Parę Francuzek - utrzymanek, ale strasznie smutne.
- Zanotować kilka dziwactw z regulaminu dla prostytutek.
Tu są samice, nie ma kobiet. Nie ma galanterii. Nie ma kokieterii. Nie ma wstydu!
Wstyd jest tu towarem sprowadzonym z Paryża, który nie znalazł zbytu albo z powodu zakazu, albo z braku potrzeby.
Miłość świeci nieobecnością.
To, co tutaj nazywa się miłością, jest tylko zwierzęcą gimnastyką, której nie ma co opisywać.
Amanci rzygacze.
Młoda sprzedawczyni w sklepie papierniczym cały sklep napełniła swądem. (Stara Angielka w delirium tremens)
Dziewczyna rży ze śmiechu do mężczyzny, który ją pyta o drogę, albo odpowiada mu: Gott for dam...
Nie ma galanterii, nie ma wstydu.
Kobieta belgijska.
Matka belgijska siedząca w klozecie (przy drzwiach otwartych) bawi się z dzieckiem i uśmiecha się do sąsiadów. Zadziwiające upodobanie do odchodów, które widać w starym malarstwie. Ci malarze rzeczywiście malowali swoją ojczyznę.
Sześć belgijskich pań sikających zagradza przejście w wąskiej uliczce, jedne stojąc, inne w kucki, wszystkie w wieczorowych sukniach.
Czystość kobiet belgijskich. Trudno nawet na ulicy nie czuć smrodu belgijskiej damy albo jej córeczki (Montagne de la Cour).
Nie mogłem nigdy wytłumaczyć Belgowi, że galanteria wchodzi w skład wychowania, które francuska matka daje swemu synowi.
Belgowie myślą, że galanteria to rozpusta.
5. O b y c z a j e ( d a l s z y c i ą g )
Chamstwo belgijskie (nawet wśród oficerów).
Grzeczności koleżeńskie w gazetach.
Ton krytyki i dziennikarstwa belgijskiego.
Zraniona próżność Belgów.
Próżność belgijska w Meksyku.
Podłość i cnoty domowe.
Moralność belgijska. Potworność zbrodni.
Sieroty i starcy pod ochroną sądową.
(Partia flamandzka. Victor Joly4. Jego słuszne oskarżenia małpiarstwa - może by je trzeba do czego innego odnieść.)
Uczucia rodzinne. Moralność. (Ardennes)
Echo de Bruxelles, 5 sierpnia 1864.
K r o n i k a s ą d o w a
Sąd grodzki w Ardenach rozpatrzył sprawę kazirodztwa i dzieciobójstwa, która uderza niesłychanym okrucieństwem oskarżonych. Jean Baptiste Perin i jego siostra zostali oskarżeni o zamordowanie noworodka. Po uduszeniu ugotowali go, dali do zjedzenia świni, a kości rzucili do ognia. Sprawa zyskała wielki rozgłos w departamencie Ardenów; liczna publiczność zapełniła salę.
Po sprawozdaniu p. Przewodniczącego kolegium udało się na naradę. Po trzech kwadransach ogłoszono uniewinnienie Leonii oraz wyrok na Perina, ale z uwzględnieniem okoliczności łagodzących. Sąd skazał Perina na dożywotnie ciężkie roboty.
B r u k s e l a. M o r a l n o ś ć
Przestępczość i niemoralność Belgii.
Tutaj zbrodnia jest okrutniejsza i głupsza niż gdzie indziej.
Gwałt na czternastomiesięcznym dziecku.
Zadziwiająca niemoralność księży. Księża rekrutują się z tych ohydnych chłopów.
Za dwadzieścia franków zjadł psa żywcem.
B e l g i a. O b y c z a j e. Z b r o d n i e. P i j a ń s t w o
Szczególnie dziki i bestialski charakter pijaństwa belgijskiego. Ojciec się upił. Kraje syna nożem.
Zauważcie nie tylko okrucieństwo tej zbrodni, ale sposób dokonania tej zbrodni.
Belg umie łechtać albo bić tylko w narządy płciowe. Prawdziwa obsesja.
O b y c z a j e ( d a l s z y c i ą g )
Mózg belgijski.
Konwersacja belgijska.
Równie trudno określić charakter belgijski, jak zaszeregować Belga do odpowiedniej klasy stworzeń.
Jest to małpa, ale zarazem skorupiak.
Niezwykła tępota, zadziwiająca ociężałość. Łatwo go uciskać, nie sposób go niszczyć.
Aby go osądzić, trzymajmy się pewnych tematów: Małpiarstwo, Imitatorstwo, Ugodowość, odrażająca Niemoc - i będziemy mogli zaklasyfikować wszystkie fakty pod tymi różnymi tytułami. Ich grzechy to imitacje.
Fircyk belgijski.
Morderca belgijski.
Wolnomyśliciel belgijski, którego główną cechą jest przekonanie, że ty nie wierzysz w to, co mówisz, albowiem on tego nie rozumie. Plagiat francuskiej bezbożności.
Bezwstyd belgijski, plagiat francuskiej frywolności. Uprzedzenia i zadufanie. -Familiarność. -Portret Wallończyka - matoła z dyplomem.
Powszechny, absolutny strach przed rozumem. Przygody p. de Valbezene, konsula francuskiego w Anvers.
Wstręt do śmiechu. - Wybuchy śmiechu bez powodu. Gdy się opowiada jakąś rzewną historię, Belg wybucha śmiechem, aby dowieść, że zrozumiał. Belgowie są to przeżuwacze, którzy nic nie trawią.
A jednak - kto by uwierzył? Belgia ma swoją Carpentras5, swoją Beocję, z której śmieje się cała Bruksela. To Poperinghe. Można więc spotkać ludzi głupszych od tych wszystkich, których tu widziałem.
Rodzaj, który reprezentują Belgowie, nie jest całkiem określony. Waha się między skorupiakiem a małpą.
B r u k s e l a, c h a r a k t e r y s t y k a m o r a l n a
Trudno określić miejsce Belgów w hierarchii stworzeń. Można przyjąć jednakże, iż powinno się go sklasyfikować między małpą a skorupiakiem. Znajdzie się jakieś miejsce.
B r u k s e l a, c e c h y o g ó l n e
Belg umie jeść zupę zupełnie sam przy pomocy łyżki. Umie nawet posługiwać się nożem i widelcem, chociaż jego niezdarność świadczy o tym, że wolałby rozszarpać swój łup zębami i brudnymi szponami.
Spleen paryski.
Dziwaczna rozmowa.
Nie obrażajmy duchów przodków.
Różaniec.
Cywilizacja belgijska.
Belg jest bardzo cywilizowany.
Nosi spodnie, palto, parasol, jak inni. Upija się i chędoży jak ludzie zza Quievarin6. Udaje, że ma syfa, aby upodobnić się do Francuzów. Umie posługiwać się widelcem. Jest kłamcą, jest chciwy, jest podstępny, jest bardzo cywilizowany.
...
I g n o r a n c j a, p r ó ż n o ś ć i o p i l s t w o B e l g ó w
Widziałem w Brukseli nadzwyczajne rzeczy.
Architektów, którzy nie znają historii architektury.
Malarzy, którzy nigdy nie widzieli grawiury zrobionej według Rafaela i malują obrazy z fotografii.
Kobiety, które obrzucają obelgami, gdy się im ofiaruje kwiaty.
Panie, które podczas c e l e b r o w a n i a zostawiają otwarte drzwi do klozetu.
Fałszywych fircyków, którzy gwałcą wszystkie kobiety.
Wolnomyślicieli, którzy boją się upiorów.
Patriotów, którzy chcą wymordować wszystkich Francuzów (noszą rękę na temblaku, aby dowieść, że się bili).
A w końcu (a to jest większość narodu) ludzi, którzy na to, co się mówi, powiadają: "O, Boże, pan nie wierzy w to, co mówi". To znaczy: bo ja tego nie rozumiem.
B r u k s e l a. C h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a. R o z m o w a
Zadziwiające uprzedzenia Belgów we wszystkich sprawach. Ten a ten zrobił to a to - książkę, obraz - wybuch śmiechu: potrafiłbym tak samo (to oczywiste!), więc mu dorównuję.
Niezdolność do rozmowy. -Nie lubię Belgów. -Dlaczego? - Bo nie mówią po francusku. - Proszę pana, powiada Belg, na świecie są także Hotentoci. - Widzi pan, Hotentoci są daleko, a wy jesteście blisko, zresztą słyszałem, że Hotentoci już od dawna są.., skazani na wymarcie. - Jak to? Dlatego że nie umieją po francusku? - A tak, proszę pana.
Dziwaczne przekonanie Belgów o tyranii cesarskiej.
(Buty cesarza wypełnione podaniami.)
Uważają się za wolnych, ponieważ mają liberalną konstytucję. Nie umieją być wolni.
Konstytucja (papier) i obyczaje (życie).
Kiedy Belg mówi do dziesięciu osób, odciąga jednego słuchacza na bok i oczywiście odwraca się plecami do reszty towarzystwa.
Belg nigdy nie przepuści kobiety pierwszej.
Raz tylko w teatrze widziałem mężczyznę, który starał się ściągnąć na siebie powszechną uwagę przez swój sposób bycia i strój. Chociaż miał na sobie ubranie i płaszcz jasnego koloru oraz pierścionki włożone na rękawiczki koloru ametystu, nikt go nie zauważył. W ogóle Belgowie wyglądają zawsze, jakby byli źle ubrani, chociaż starają się bardzo o to, aby ubierać się dobrze. We wszystkim im nie do twarzy.
Osobowość najbardziej błyskotliwa zgasłaby tutaj wobec powszechnej obojętności. Nie sposób tu być próżnym. Tutaj jak w małym miasteczku, nie można powiedzieć o sztuce Bis repetita placent.
O pogardzie Belgów dla sławnych ludzi.
Ich zażyłość ze sławnym człowiekiem: klepią go zaraz po brzuchu i mówią mu "ty", jakby się razem z nim w dzieciństwie tarzali w kurzu i śmieciach dzielnicy Marolles7.
Każdy jest przekonany, że potrafiłby zrobić to samo co tamten, skoro też jest człowiekiem. Homo sum, nihil humanm a me allenum puto. Nowe tłumaczenie.
Powszechne samochwalstwo co do kobiet, pieniędzy, pojedynków etc... W kraju, w którym nikt nikomu nie odda sprawiedliwości, każdy musi się przechwalać.
Zresztą nikt tu nikogo nie oszukuje, skoro każdy wie, ; jego rodak jest takim samym kłamcą, jak on sam. Wierz najwyżej w połowę tego, co mu się mówi!
Biada tu skromności! Nie może być zrozumiana ani wyn grodzona. Jeżeli zasłużony człowiek mówi: Mało zrobiłem wszyscy myślą oczywiście, że nic nie zrobił.
Przy takiej ociężałości żadnej stałości. Zadziwiają zmienność przy tak wielkiej ociężałości.
Ruchliwość proporcjonalna do ciężaru. Z prawa, z lewa na północy, na południu, wszędzie to samo stado baranów spieszące kupą.
Nigdy nie widziałem Belga, który by się odważył stawić czoła już nie tysiącu ludzi, ale dziesięciu osobom, i który by powiedział: "Nie macie racji albo jesteście niesprawiedliwi". Ci ludzie myślą tylko en bloc.
Toteż nic tu bardziej w modzie, nic lepiej widzianego, nic czcigodniejszego niż dać komuś kopniaka, gdy się odwróci. Vae victis! nigdzie nie znalazło większych entuzjastów. Dlatego chociaż ten naród był tyle razy pobity, czuję się w prawie powiedzieć mu z radością: vae victis.
W a l l o ń c z y k
Portrecik
Wallończyka - matoła z dyplomem.
Hałaśliwy,
niedyskretny,
bezczelny,
zdobywca świata
i poprawiający plany wojenne Napoleona.
Ruchliwy.
Mówiący wam: pan nie myśli tak, jak pan mówi.
To właśnie Wallończyk jest karykaturą Francuza, nie Flamandczyk.
Często krzywonogi, kuternoga albo garbus.
Wallonia, wylęgarnia adwokatów.
Wstręt do inteligencji.
Belgowie nie znoszą umotywowanego śmiechu; nigdy nie śmieją się w porę. "Wybuchają" śmiechem bez powodów.
"Ładna pogoda, prawda"?
I wybuchają śmiechem.
B r u k s e l a, m ó z g b e l g i j s k i
Niebyt belgijski.
Opowiadasz jakąś historię rzewną albo wzniosłą (niech więc umiera! etc)...
Wszyscy Belgowie pękają ze śmiechu, bo im się wydaje, że trzeba się śmiać.
Opowiadasz jakąś historię zabawną; patrzą na ciebie wielkimi oczami, z zatroskanym wyrazem twarzy.
Drwisz z nich, oni czują się połechtani i myślą, że to komplementy.
Schlebiasz im, oni myślą, że z nich drwisz.
" B o n m o t " w B e l g i i
Tutaj bon mot (np. jeszcze jeden Francuz, który przyjechał odkrywać Belgię) jest najczęściej zapożyczone z jakiegoś wodewilu (francuskiego, więc ma ciężkie życie). Sto tysięcy osób może posłużyć się nim dziesięć razy dziennie i jeszcze się nie sprzykrzy. Jak ziarnko ambry, które wydaje zapach nie tracąc na ciężarze. Jak wiśnia wyjęta ze spirytusu, zawieszona na sznurku u sufitu, pozostaje wciąż taka sama, choć ją liże tłum dzieci. Tyle że jakieś sprytniejsze dziecko może w końcu zjeść wisienkę, podczas gdy tysiące Belgów nie zdołają nigdy uchwycić bon motu w pełnym jego sensie. Albo go połkną, nie strawią, zwymiotują, wyprasują, połkną znowu bez obrzydzenia, po czym na powrót zwymiotują z jednakowym spokojem. Szczęśliwy naród! Naród oszczędny i umiarkowany w swoich rozrywkach! Szczęśliwy naród, któremu organizm nie pozwala na duchowe łakomstwo!
Co do malarzy zwierząt,
co do oczu rozmarzonych baranów,
co do wstrętu dla inteligencji.
Belgowie to przeżuwacze, którzy nic nie trawią.
Dla Brukseli Poperinghe jest Beocją.
Czy rozumienie to porównanie
absolutu z superlatywem?
7. O b y c z a j e B r u k s e l i
Duch miasteczka. Zazdrość. Obmowa. Zniesławienie.
Ciekawość dla spraw cudzych. Radość z cudzego nieszczęścia.
Skutki lenistwa i braku zdolności.
B r u k s e l a, c h a r a k t e r y s t y k a o g ó l n a. O b y c z a j e
Nieufność belgijska. Ujadanie belgijskie. Obmowa belgijska. Brano mnie za kapusia.
Kapuś to znaczy człowiek, który myśli inaczej niż my wszyscy. Jego synonim w osiemnastym wieku: pederasta.
C i e k a w o ś ć m a ł o m i a s t e c z k o w a
Gdyby w literaturze wróciło upodobanie do alegorii, poeta nie mógłby lepiej niż w Brukseli umieścić akcji Świątyni obmowy. Belg nachyla się do twoich uszu: "Niech pan nie odwiedza tego... To łajdak". A ten z kolei: "Niech pan nie przychodzi do tego... to szubrawiec". I tak wszyscy w koło.
Ale oni sami nie obawiają się wchodzić, gdzie nie trzeba, bo się widują, tolerują i odwiedzają nawzajem, chociaż cały naród nie składa się z łajdaków, jakby można sądzić po tym, co o sobie mówią. Kiedy poczułem, że mnie obrzucono błotem, chciałem w moim własnym zakresie położyć kres tej manii narodowej i - nieszczęsny głupiec - naraziłem się na ironię.
Wszystkim, którzy mnie pytali, dlaczego tak długo siedzę w Belgii (bo oni nie lubią, kiedy cudzoziemcy długo u nich siedzą), odpowiadałem "w zaufaniu", że jestem kapusiem.
I uwierzyli!
Innym mówiłem, że uciekłem z Francji, bo popełniłem, nie powiem, jakie przestępstwo, ale że dzięki potwornemu przekupstwu panującemu we Francji mam nadzieję uzyskać rychło ułaskawienie.
I uwierzyli!
Doprowadzony do ostateczności powiedziałem wreszcie, że jestem nie tylko mordercą, ale także pederastą. Wyznanie to wywołało skutek zgoła nieoczekiwany. Muzycy belgijscy doszli do przekonania, że p. Ryszard Wagner był pederastą8.
Bo w głowie belgijskiej nie może się pomieścić to, że jeden człowiek drugiego chwali bezinteresownie.
B r u k s e l a, c h a r a k t e r y s t y k a m o r a l n a D u c h m a ł e g o m i a s t e c z k a
Lenistwo czyni Belgów miłośnikami nowinek, plotek, oszczerstw etc...
Wiejska ciekawość ściąga ich do przystani dla zobaczenia, kto przybywa.
Mało kto tak jak oni cieszy się z nieszczęścia, które spada na drugich. (Myśl Emersona o przyjaciołach na łożu boleści.)
Belgowie są bardzo nieufni. Nikogo na balkonie. Dzwonisz, uchylają się drzwi, patrzą na ciebie jak na poborcę, który
przyszedł po zaległą ratę pożyczki narodowej.
Uchodziłem za kapusia.
Dodałem, że jestem jezuitą i pederastą. I uwierzyli mi, bo to taki głupi naród!
Rozmowy. Wstręt dla inteligencji.
Śmiech bez powodu.
Oszczerstwa.
Ciągłe obmowy.
Wciąż się tu ogłasza czyjeś zniesławienie albo ruinę.
Kiedy ktoś jest zrujnowany, choćby to był najuczciwszy człowiek, wszyscy go opuszczają ze strachu, żeby nie poprosił o przysługę.
Bieda to straszna hańba.
Małe miasteczko.
Małoduszni.
Małowierni.
Gdy kto tutaj zostanie dłużej, wszyscy mówią mu: Pana pewnie wyrzucono?
Tak trudno im zrozumieć, że "ktoś" mógłby tu zostać dla przyjemności i współżyć z nimi dobrowolnie.
Zawsze wtedy chcę odpowiedzieć: "Tak, proszę pana, bo zamordowałem mojego ojca i zjadłem go na surowo, nieugotowawszy nawet uprzednio".
Ale oni by mi uwierzyli.
Belg jest jak Rosjanin - nie lubi, gdy się go ogląda. Chce ukryć swoje rany.
Przypisy
- Nie są to słowa Jouberta, lecz Georg`a Farcy'ego, młodego poety, który poległ podczas walk lipcowych w 1830 roku. Cytował je Sainte-Beuve. Brzmią dokładnie tak: "Bogu składam dzięki, że mnie stworzył mężczyzną, a nie kobietą, że mnie stworzył Francuzem..."
- Wiersz Petrusa Borela jest zacytowany (niedokładnie) w epilogu: Hyperborejczyk, gnom bez powiek...
- Barnum (Phineas Taylor) - słynny w czasach Baudelaire'a impresario amerykański.
- Viktor Joly był redaktorem pisma "Sandro".
- Carpentras - miasteczko na południu Francji; dla Baudelaire'a symbol prowincjonalności i zacofania, jak dla Greków była nim Beocja.
- Quievrain - miasteczko na samej granicy francuskiej.
- Marolles - przedmieście Brukseli.
- Z powodu artykułów Baudelaire'a na cześć Wagnera.
Źródło:
- Ch. Baudelaire, Biedna Blegia [w:] Ch. Baudelaire, Moje obnażone serce, tłum. A. Kijowski, Wrocław 1997.