LI
Kot
I
Po moim mózgu się przechadza,
By w domu własnym, kot dorodny,
Ogromny, silny i łagodny.
Mruczeniem nic mi nie przeszkadza,
Bo głos dyskretny ma i miękki,
Lecz bądź łaszący się, bądź gniewny,
Ten głos głęboki jest i pewny:
W tym jego sekret oraz wdzięki.
Ten głos, skąd perły zda się płyną
Aż gdzieś na głębie me najszczersze,
Przepełnia mnie jak huczne wiersze
I rozwesela mnie jak wino.
Wszystkie zawiera on ekstazy
I wszystkie koi mi boleści;
A do najdłuższej opowieści
Nie są potrzebne mu wyrazy.
Nie, żaden smyczek nie rozkrwawi
Tych skrzypiec, co są sercem mojem
I swym dźwięczącym niepokojem
W takie wibracje go nie wprawi
Jak głos twój, zwierzę nieśmiertelne,
Kocie zasobny w dziwów wiele
I w którym wszystko, jak w aniele,
Jest harmonijne i subtelne!
II
A jego futro biało-bure
Tak tęgą wonią tchnie z gęstwiny,
Żem się odurzył, raz jedyny
Gładząc puszystą jego skórę.
To duch domowy w mej komorze;
Niby władyka w swym królestwie,
Sądzi i włada w mym jestestwie;
Może jest wieszczem, bogiem może?
Jak za magnesem się kolebie
Igła busoli, tak me oczy
Zdążają za nim, gdzie bądź kroczy.
I gdy w samego zajrzę siebie,
Widzę, zdumiony, że w tym ciemnie
Para się kocich źrenic pali -
Na kształt żyjących dwóch opali,
Co przenikliwie patrzą we mnie.
Po moim mózgu się przechadza, By w domu własnym, kot dorodny, Ogromny, silny i łagodny. Mruczeniem nic mi nie przeszkadza, Bo głos dyskretny ma i miękki, Lecz bądź łaszący się, bądź gniewny, Ten głos głęboki jest i pewny: W tym jego sekret oraz wdzięki. Ten głos, skąd perły zda się płyną Aż gdzieś na głębie me najszczersze, Przepełnia mnie jak huczne wiersze I rozwesela mnie jak wino. Wszystkie zawiera on ekstazy I wszystkie koi mi boleści; A do najdłuższej opowieści Nie są potrzebne mu wyrazy. Nie, żaden smyczek nie rozkrwawi Tych skrzypiec, co są sercem mojem I swym dźwięczącym niepokojem W takie wibracje go nie wprawi Jak głos twój, zwierzę nieśmiertelne, Kocie zasobny w dziwów wiele I w którym wszystko, jak w aniele, Jest harmonijne i subtelne! A jego futro biało-bure Tak tęgą wonią tchnie z gęstwiny, Żem się odurzył, raz jedyny Gładząc puszystą jego skórę. To duch domowy w mej komorze; Niby władyka w swym królestwie, Sądzi i włada w mym jestestwie; Może jest wieszczem, bogiem może? Jak za magnesem się kolebie Igła busoli, tak me oczy Zdążają za nim, gdzie bądź kroczy. I gdy w samego zajrzę siebie, Widzę, zdumiony, że w tym ciemnie Para się kocich źrenic pali - Na kształt żyjących dwóch opali, Co przenikliwie patrzą we mnie.
tłum. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski