CXXIII
Śmierć artystów
Ileż razy mam jeszcze dzwoneczkami dzwonić,
Całować w niskie czoło mdłą Karykaturę?
By wreszcie w cel utrafić, w mistyczną naturę,
Ileż mam, mój kołczanie, oszczepów roztrwonić?
W finezyjnych projektach zużyje się dusza,
I niejedno zwalimy mocne rusztowanie,
Nim wreszcie wielkie Dzieło ciałem nam się stanie,
To, którego głód straszny do łez nas przymusza.
A tacy, co daremnie śnią o swym Idolu,
Rzeźbiarze, z których żaden klątwie ujść nie zdoła,
Próżno walący młotem w swe piersi i czoła,
Mają jedną nadzieję, mroczny Kapitolu!
Tę, że Śmierć, kiedy wzniesie się podobna słońcu,
Kwiatom ich mózgu każe się rozwinąć w końcu.
tłum. Tadeusz Lubelski