Jęczą wichury,
Noc zimna jak lód;
Chodź, śnie ponury,
Osłoń mój trud.
Lecz już od wschodniej strony
Lśni ranke rozognionoy,
Rosa kroplami drżącemi
Ucieka z ziemi
Tam, gdzie nade mną
Niebieskie szczyty,
Mknie głos mój w ciemną
Troskę spowity.
Do uszu nocy się wlewa,
Źrenicę dnia przyćmiewa,
W szalone wichrów rozpacze
Miesza swe płacze.
Jak szatan w chmurze,
Wyjąc z boleści,
W noc się zanurzę,
Niech noc mnie pieści!
Zwrócę się ku porankowi,
Skąd serce pociechę łowi,
A światłość na mą duszę
Sypie katusze
Jan Kasprowicz
Noc zimna jak lód;
Chodź, śnie ponury,
Osłoń mój trud.
Lecz już od wschodniej strony
Lśni ranke rozognionoy,
Rosa kroplami drżącemi
Ucieka z ziemi
Tam, gdzie nade mną
Niebieskie szczyty,
Mknie głos mój w ciemną
Troskę spowity.
Do uszu nocy się wlewa,
Źrenicę dnia przyćmiewa,
W szalone wichrów rozpacze
Miesza swe płacze.
Jak szatan w chmurze,
Wyjąc z boleści,
W noc się zanurzę,
Niech noc mnie pieści!
Zwrócę się ku porankowi,
Skąd serce pociechę łowi,
A światłość na mą duszę
Sypie katusze
Jan Kasprowicz