Jakiż to piękny widok i jaki uroczy, Gdy pani moja kogo uprzejmie pozdrowi. Wdzięku jej oniemiały język nie wypowie Ani śmią na nią spojrzeć zachwycone oczy. Pośród szmerów pochwalnych, dobrotliwa, kroczy, A czar skromności wkrąg jej postać spowił. Rzekłbyś, z niebios zstąpiła, aby człowiekowi Ukazać obraz nieziemskich rozkoszy. Pod jej spojrzeniem wnet serca się kruszą I spływa na nie słodycz takiej łagodności, Że kto nie doznał jej, ten nie uwierzy. A ust jej uśmiech tak wonny i świeży, Tak pełen wielkiej niebiańskiej miłości, Jak gdyby mówił cicho: westchnij, duszo.