Autobus już czeka przy południowej bramie,
By zabrać cię do miasta twoich przodków,
Rozłożonego na przeciwległym wzgórzu, pełnego jasnych frontonów,
Tak żywego, jak ten uroczysty plac, twój dom.
Jesteś nieśmiała? Powinnaś być. Prawie jak na weselu
Ściskasz swoje kwiaty i delikatnie poprawiasz welon.
Och, Te obrzydliwe druhny, to naturalne, że się nimi brzydzisz,
Tak troszeczkę, w tym pierwszym dniu.
Ale to minie, a cmentarz nie jest daleko.
Oto i kierowca, rzuca wykałaczkę do rynsztoka,
Językiem wciaż szpera sobie w zębach.
Widzisz, nie zauważył ciebie. Nikt ciebie nie zauważył. To minie, panienko, minie.
By zabrać cię do miasta twoich przodków,
Rozłożonego na przeciwległym wzgórzu, pełnego jasnych frontonów,
Tak żywego, jak ten uroczysty plac, twój dom.
Jesteś nieśmiała? Powinnaś być. Prawie jak na weselu
Ściskasz swoje kwiaty i delikatnie poprawiasz welon.
Och, Te obrzydliwe druhny, to naturalne, że się nimi brzydzisz,
Tak troszeczkę, w tym pierwszym dniu.
Ale to minie, a cmentarz nie jest daleko.
Oto i kierowca, rzuca wykałaczkę do rynsztoka,
Językiem wciaż szpera sobie w zębach.
Widzisz, nie zauważył ciebie. Nikt ciebie nie zauważył. To minie, panienko, minie.