Tobie, ach tobie skromne dary,
Mój trud nieznany, z pozdrowieniem,
Ale płomienny wciąż bez miary,
Natchniony Tobą i wspomnieniem!
Wśród obojętnych smutny noszę
Wszystko, co przeszło, w głębi piersi
I o to jedno ciebie proszę -
Ty moim bądź aniołem śmierci.
W czas zgonu niech twe ujrzę lica,
Twój pocałunek niech jedynie
Będzie spotkania obietnicą
W innej - w miłości już krainie.
Kraino cudów, wschodzie złoty,
Ziemio miłości i pieszczoty,
Gdzie błyszczą niebios córki - róże,
Gdzie lżejsze chmurki suną w górze,
Prócz szczęścia wszystko tu w nadmiarze,
Tu czyściej dzwonią nurty rzeczne,
A piękny wieczór, gasnąc w głuszy,
Uroki dawnych dni pokaże,
Gdy swym znamieniem zło odwieczne
Nie znieprawiło ludzkiej duszy -
I czysta była z woli nieba.
Kraino wschodu, kocham ciebie!
Kto poznał ciebie, zapominał,
Gdzie mu ojczyzna, gdzie rodzina.
Kto widział twych piękności lice,
Pomni ich oczu błyskawice
I dziś uwierzy bez wahania
W smutnego treść opowiadania.
Jest anioł śmierci, co w godzinie
Owej, gdy człowiek w mękach kona,
Bierze nas w mocne swe ramiona,
Lecz uścisk chłodny to jedynie,
A jego postać trwogę budzi
W oczach bezsilnych ofiar, ludzi,
I wówczas wstrząsa ciałem drżenie.
Ach, ileż z bólem serc się wzbrania
Ostatnie jemu oddać tchnienie!
Lecz dawniej ludziom te spotkania
Zdały się słodkie, nie grobowe,
Bo znał tajemną anioł mowę
I niósł spojrzeniem pocieszenie:
Namiętność ziemską jego władza
Oddala, zmniejsza, uprowadza.
Na mgnienie oka chorą duszę,
Łudząc nadzieją płonną, wzruszał!
Znały anioła w owe lata
Wszystkie odległe kraje świata.
Z prochów powstało ludzkie ciało
On, nieśmiertelny, wzgardą darzył,
Błogosławione przyjście jego
Niebiańską ciszą w krąg dyszało -
Promieniem cichym w krąg się jarzył,
Jakby północna gwiazda w biegu.
Nieraz śmiertelnych wśród migotu
Zwabiał, wiódł potem w raju wrota
Dusz uwolnionych całe tłumy,
Promienny szczęściem słusznej dumy.
Czemuż dziś mrozi krew objęciem,
A pocałunek jest przeklęciem?
(...)
Mój trud nieznany, z pozdrowieniem,
Ale płomienny wciąż bez miary,
Natchniony Tobą i wspomnieniem!
Wśród obojętnych smutny noszę
Wszystko, co przeszło, w głębi piersi
I o to jedno ciebie proszę -
Ty moim bądź aniołem śmierci.
W czas zgonu niech twe ujrzę lica,
Twój pocałunek niech jedynie
Będzie spotkania obietnicą
W innej - w miłości już krainie.
Kraino cudów, wschodzie złoty,
Ziemio miłości i pieszczoty,
Gdzie błyszczą niebios córki - róże,
Gdzie lżejsze chmurki suną w górze,
Prócz szczęścia wszystko tu w nadmiarze,
Tu czyściej dzwonią nurty rzeczne,
A piękny wieczór, gasnąc w głuszy,
Uroki dawnych dni pokaże,
Gdy swym znamieniem zło odwieczne
Nie znieprawiło ludzkiej duszy -
I czysta była z woli nieba.
Kraino wschodu, kocham ciebie!
Kto poznał ciebie, zapominał,
Gdzie mu ojczyzna, gdzie rodzina.
Kto widział twych piękności lice,
Pomni ich oczu błyskawice
I dziś uwierzy bez wahania
W smutnego treść opowiadania.
Jest anioł śmierci, co w godzinie
Owej, gdy człowiek w mękach kona,
Bierze nas w mocne swe ramiona,
Lecz uścisk chłodny to jedynie,
A jego postać trwogę budzi
W oczach bezsilnych ofiar, ludzi,
I wówczas wstrząsa ciałem drżenie.
Ach, ileż z bólem serc się wzbrania
Ostatnie jemu oddać tchnienie!
Lecz dawniej ludziom te spotkania
Zdały się słodkie, nie grobowe,
Bo znał tajemną anioł mowę
I niósł spojrzeniem pocieszenie:
Namiętność ziemską jego władza
Oddala, zmniejsza, uprowadza.
Na mgnienie oka chorą duszę,
Łudząc nadzieją płonną, wzruszał!
Znały anioła w owe lata
Wszystkie odległe kraje świata.
Z prochów powstało ludzkie ciało
On, nieśmiertelny, wzgardą darzył,
Błogosławione przyjście jego
Niebiańską ciszą w krąg dyszało -
Promieniem cichym w krąg się jarzył,
Jakby północna gwiazda w biegu.
Nieraz śmiertelnych wśród migotu
Zwabiał, wiódł potem w raju wrota
Dusz uwolnionych całe tłumy,
Promienny szczęściem słusznej dumy.
Czemuż dziś mrozi krew objęciem,
A pocałunek jest przeklęciem?
(...)