Druga w nocy, księżyc. Pociąg przystanął
pośrodku równiny. Daleko światełka miasta
mrugają, zimne, na horyzoncie.
Jak kiedyś ktoś zabrnie tak daleko w sen,
że, wróciwszy do pokoju,
już nigdy sobie nie przypomni, że był tam.
I jak kiedyś ktoś tak pogrąży się w chorobę,
że dni dawniej przeżyte są jak rój światełek
zimnych, wątłych, na horyzoncie.
Pociąg stoi zupełnie nieruchomo.
Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd
pośrodku równiny. Daleko światełka miasta
mrugają, zimne, na horyzoncie.
Jak kiedyś ktoś zabrnie tak daleko w sen,
że, wróciwszy do pokoju,
już nigdy sobie nie przypomni, że był tam.
I jak kiedyś ktoś tak pogrąży się w chorobę,
że dni dawniej przeżyte są jak rój światełek
zimnych, wątłych, na horyzoncie.
Pociąg stoi zupełnie nieruchomo.
Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd