Zbigniew Jabłoński
Katyńskich Ofiar Pamięci Żałobny Rapsod nr 2
Ten wiersz powstał z okruszków obozowych zdarzeń
I urwał nagłe, wraz z błyskiem wystrzału
Bo przerwał bieg życia w bezsilności marzeń
Sędzią mu był rewolwer; Nie wyrok Trybunału.
Czy uwięzionym była dana możliwość obrony?
O łaskę mogli prosić jedynie łzy
Osadzone na rzęsach powiek,
Lub kolczastego drutu na dłoniach kłujące zasłony,
Czy dopisać w kodeksie rozdział pod tytułem;
CZŁOWIEK!
Ale takiego rozdziału nie było! Był rozkaz!
Tył głowy, broda w dół wciśnięta,
Zatrzymany oddech i okrzyk, że Polska -że żyje!
Choć pierś sercem zamarła wybuchem rozdęta.
To życie tli się jeszcze...choć w archiwach kryje.
Bo rozpacz wędrowała z głębi duszy
W górną przestrzeń nieba, w Białego Orła skrzydła,
W beznadziejną prośbę o kawałek chleba.
Popełniliśmy błąd. Tak to nazwano. Oszibka!
Nie. To nie tak. To był standard czasów
Zapisany w sumieniu historii przetrwał
W proteście korzeni drzew białoruskich lasów.
Nasyciła się krwią żołnierską rozkopana ziemia
Czy odsłoni bramy piekła i otchłań pokaże?
Czy ten, co postanowił pomnik zbudować z cierpienia
Kiedykolwiek oglądał swoich ofiar twarze?
Pozostały strzępy listów, poszarpane zdjęcia.
Ten czas wprawdzie minął, ale to nie był
Katyńskiej tragedii zakończony akt
Po siedemdziesięciu latach, w oficerskie szlify
Wpisał się nagle „Smoleński Epilog”
Okrutny dla Polaków fakt.
Opatrzność dodała ten smutny życiorys.
Dlaczego? Czy chciała zerwać ciszę nad krzyżami?
Czy dodając „Golgocie Wschodu” śmiertelny kosztorys
Powiedzieć chciała: Boże zmiłuj się nad Polakami?
Zamilcz Fatum Nieludzkie. Wznieśmy w górę ramiona
Niech Jasność z Nieba próbuje wyprosić
Boże Miłosierdzie, nim Nadzieja skona.
Niech wymaże głęboko tkwiący w sercach zemsty chłód
I złagodzi w ludziach ból przetrwały
Tak jak chleb łagodzi głód.
Gdynia kwiecień 2010