Katyńskich Ofiar Pamięci Żałobny Rapsod.
Ten wiersz powstał z okruszków obozowych zdarzeń
I urwał nagłe, wraz z błyskiem wystrzału
Bo przerwał bieg życia w bezsilności marzeń
Sędzią mu był rewolwer; Nie wyrok Trybunału.
Czy uwięzionym była dana możliwość obrony?
O łaskę mogli prosić jedynie łzy
Osadzone na rzęsach powiek,
Lub kolczastego drutu na dłoniach kłujące zasłony,
Czy dopisać w kodeksie rozdział pod tytułem;
CZŁOWIEK!
Ale takiego rozdziału nie było! Był rozkaz!
Tył głowy, broda w dół wciśnięta,
Zatrzymany oddech i okrzyk, że Polska -że żyje!
Choć pierś sercem zamarła wybuchem rozdęta.
To życie tli się jeszcze...choć w archiwach kryje.
Bo rozpacz wędrowała z głębi duszy
W górną przestrzeń nieba, w Białego Orła skrzydła,
W beznadziejną prośbę o kawałek chleba.
Popełniliśmy błąd. Tak to nazwano. Oszibka!
Nie. To nie tak. To był standard czasów
Zapisany w sumieniu historii przetrwał
W proteście wiatru białoruskich lasów.
Nasyciła się krwią żołnierską rozkopana ziemia.
Czy odsłoni bramy piekła i otchłań pokaże?
Czy ten, co postanowił pomnik zbudować z cierpienia
Kiedykolwiek oglądał swoich ofiar twarze?
Wątpliwości, strzępy listów, poszarpane zdjęcia
Ten czas minął, na szczęście Ale,
Czy istnieje recepta na przyszłość historii gotowa?
Czy tylko wiara w te „Dęby Pamięci”
Że zieloność ich liści to Nadzieja -
Jak modlitwy do Boga wymawiane słowa.
Trzeba zerwać rany skorupę krwawiącą,
W ciszy nad grobami wskazać winnym grzechy.
Przebaczyć, lecz pamiętać; Przekazać żyjącym
Aby prawda historii, jak marzenia poety
Zbłądziła pod strzechy.
Niech, więc zstąpi Jasność z Nieba
I wymaże głęboko tkwiący zemsty chłód
Złagodzi w ludziach ból przetrwały,
Tak jak chleb łagodzi głód.
Gdynia kwiecień 2010