1 KWIETNIA, WIĘGROWIEC, POLSKA

Marcin Świetlicki

 

 

obudzony. Od razu wplątany

w sprawy jeziora. Kilka godzin przed

świtem. Prawdopodobnie. A jezioro już

żyje, oddycha, wysyła łabędzie,

żeby go sobie obejrzały: cień

w ciemnościach szukający drogi

na ludzki dworzec. Zbudzony. Zgubiony.

Z ciemnej ziemi startują pierwociny traw.

Po omacku. I po co? Bez siebie, bez czasu.

Czas tak bardzo przestrzenny się okazał, że aż

jest niewidzialny. Zgubiony w ciemnościach.

Obudzony. I po co? A gdyby wciąż nosił

zegarek, który dostał na Komunię Świętą,

gdyby się w odpowiednim czasie wpisał do harcerstwa

i miał kompas, i umiał należycie się

posługiwać kompasem

 

 

                                     -- nie byłoby go tu.

Oceń ten tekst