cisza obłapia wpół ściany
płomień tężeje w powietrzu
bezwonnym bezkształtnym bezbronnym
bez ciebie
naiwnie zamykam powieki
wierząc że zwabię tym senność
rozluźniam mięśnie do skoku
w bezruch
swojemu ciału się dziwię
że stygnie spokojnie się zmienia
niezgoda jednak powstaje
w głowie
konanie muchy w wosku
i czas wysysany zegarem
jutro stapia się z teraz
wczoraj
a tak drogą skojarzenia zupełnie niepotrzebna dygresja:
"noc mi zalewa gardło mdlącą, duszną falą,
czekam, stopiony w mroku
wyzwolenia...
rana..."
:)
jestem za, a może nawet więcej :)
Ja zatem napiszę. Wiersz jest majstersztykiem pod względem nazwania słowami obiegu "doznanie fizjologiczne-uczucie" i odwrotnie. Nasze ciało implikuje powstawanie nowych światów, nowych punktów widzenia - pożywki dla poezji. Nazwać to, co "nie-do-nazwania" - oto wyzwanie.
Oceniam jako wyśmienity.