Nie jeść już z torebki ciasta
Wyrabiać je z Twojej skóry
Nie w foremkach chcę w całości
Namiętność, gdy już jest siebie warta
Naciągać struną zamienioną w ciało
Ciało w medium (czyje?) podszewką na wierzch
Niech nie będzie sobie sterem, okrętem, żeglarzem
Krew w wino wytrawne
Grawitację w usta
Mój nów Twój nów w światło pełni
Gdy muzyki pełnią cisza
Spłoszyć zwierzęcość, w łonie której wstyd i lęk
co mruży oczy
Nie spuszczać kurtyny
Nie zaglądać przez próg garderoby
tam się stroją w łuski złote
Co dziwią się potem że ich rdza dosięgła
Zatkać uszy na wolę suflera
Choć raz umrzeć na scenie oddać siebie
Bez nawigacji, bez śladów, bez stron świata
przez Twojej źrenicy szczelinę
Zmieścić się
Trafiać tam gdzie zawsze tak samo blisko i najbliżej
Twa poświata
Bez szerokości, długości, bez ram obrazów
sklepić Cię w wprost proporcję
Pocisnąć w granatowe niebo
Zostawić po sobie powietrzne tunele
Gwiazdom zapleść warkocze
iga
Wiersz
·
9 lutego 2007
staje się dla niego beznadziejna, zaczyna odwracać uwagę jak najostatniejszy szarlatan na
moście. " ;P
pozdrawiam
o to Ci chodzi??