wdowy po marynarzach mają wielkie oczy
lubię to miasto jest ciche i nie ma w nim smutku
mimo że nie ma też radości
moi granatowi podchorążowie chodzą dwójkami
mają takie same ubrania buty i teczki
czasem się uśmiechają jedzą frytki piją kawę
lubię to miasto
będę tu wracała z hinduskim kochankiem
mężem ojcem mojej córki. będę spacerować letnią promenadą
będę wspominała pieczywo z chyloni. gmaszyska akademii
początki autarkii bladego człowieka. środowe noce ginące przy salsie
to moje miasto filozofów z palcami pożółkłymi od fajek
niebieskimi tęczówkami z którymi chciałam sypiać.
prawników trenujących karate, których też pożądam.
to moje miasto inżynierów matematyków i socjologów.
dżudoków i gejów. przyjaciół i swatek. podejść i odwodów.
bardzo słonej wody i kwaśnego słońca. czerwonego wina
głośnych i palących dyskusji po winie. portów i kakao.
a ta mała świnia. najdroższa mi małpa. a właściwie małpiarz.
więc ten wstrętny pawian. brązowy okrutnik. silna twarda bździągwa.
nie ma w nim niczego, żeby za nim tęsknić. i nie ma niczego,
żeby tu zapraszać. i chociaż przecież chcę z nim to oglądać.
pokazywać statki. przegrywać w kasynie. skurwiel się ociąga.
filozofami jesteśmy sobie i ich liczbie akurat się nie dziwię , ale wyliczankowość kilkunastu wersów jest troszkę naciąganiem tekstu . co prawda brzmi to wszystko i nie zgrzyta , co prawda leci się przez cały tekst miło i płynnie , ale jednak mam jakiś taki stan (dziwny) i wrażenie ,że mnie jako czytelnika oszukałaś . a juz na pewno nie potraktowałaś poważnie tą bździągwą i rymami kończącymi całość . ;)
Maleńkie, jak maleńkie - ze względów autobiograficznych Gdynia jest moim krokiem milowym :-) a kiedy obiekt wydaje się podmiotowi atrakcyjny i pociągający, w umyśle zazwyczaj jawi się jako wielki, kolorowy, skrzący się i dynamiczny :-) wyraz bździągwa ze względu na swoje komiczno-naiwno- dziecinne konotacje jest w moim krzywym świecie absolutną koniecznością. rymy wyszły spontanicznie, ale im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej zasadne zdaje mi się ich użycie :D w zasadzie ta ostatnia zwrotka miała być taka drażniąca, jak wrzód na d.... :-)
A za komentarz śliczne dzięki :-) Pozdrawiam
Całość na poziomie , pokazany portowy klimat i mam wrażenie rozpędzenia tekstu co również działa na plus
lubię to miasto jest ciche i nie ma w nim smutku
mimo że nie ma też radości
granatowi podchorążowie chodzą dwójkami
mają takie same ubrania buty i teczki
czasem się uśmiechają jedzą frytki piją kawę
będę tu wracała z hinduskim kochankiem
mężem ojcem mojej córki będę spacerować letnią promenadą
będę wspominała pieczywo z chyloni gmaszyska akademii
początki autarkii bladego człowieka środowe noce ginące przy salsie
to miasto filozofów z palcami pożółkłymi od fajek
niebieskimi tęczówkami z którymi chciałam sypiać
miasto inżynierów matematyków i socjologów.
dżudoków i gejów
przyjaciół swatek podejść i odwodów
bardzo słonej wody i kwaśnego słońca czerwonego wina
głośnych i palących dyskusji portów i kakao
a ta mała świnia najdroższa mi małpa a właściwie małpiarz
wstrętny pawian brązowy okrutnik silna twarda bździągwa
i chociaż chcę z nim to oglądać.
pokazywać statki przegrywać w kasynie
skurwiel się ociąga"
..............taką przemianą dotknął mnie słowem..........może zbyt inwazyjnie potraktowałem............lecz nadsłowie mi zgrzytało (co złego to nie ja)............jest wiersz...............Serdecznie Pozdrawiam!
Anathemo - no uwierz mi, ze bźdzągwy i rymy są stworzone, by fruwać :-)
Urughai - Twoja wersja też w pytkę :-)
pzodrawiam!
Innymi słowy - jeśli piszę wiersz prozą, a elementy charakterystyczne dla poezji wychodzą mi często i przypadkiem, to drażni.