brakuje mi spotkania z moją wirtualnie
prywatną Południcą, bym mógł umrzeć jeszcze
przed nocą. i przez dziesięć godzin – albo więcej –
tańczyć z nią, bujać się sennie, panowie szlachta.
niech nie łapie mnie za ucho piskliwą dłonią
dźwięku budzik telefonu komórkowego.
jakby wysyłał polifoniczny telegram:
idź do pracy
stop
na moje myśli, zbyt pogańsko-destrukcyjne,
nad dachem supermarketu, niczym promocja,
pojawia się chmura tak deszczem nabrzmiała jak
członek klubu osiedlowego w trakcie
erekcji. i niech tylko Jezus – w wiklinowej
koronie cierniowej – nie patrzy przez Judasza
zza balonowych obłoków piorunującym
wzrokiem Zeusa – skierowanym w moją stronę:
stop
krzyżujesz mi plany
ale nad cumulonimbusami chyba jest
już tylko stalowe niebo próżni, więc wracam,
wracam do Ciebie po niezbyt długiej rozłące
z wypchaną zakupami torbą. kiedy wreszcie
pochowam wszystko po lodówkach, szafkach, półkach…
kiedy usta ku twym ustom chylę, słyszę, że
mówisz, choć nie rozchylasz czerwieniejących warg…
Kiedy pochowam wszystko po lodówkach, szafkach, półkach
Michał Domagalski
Michał Domagalski
Wiersz
·
7 lutego 2008
już tylko stalowe niebo próżni, więc wracam,
wracam do Ciebie po niezbyt długiej rozłące -
rozumiem sens użytych tu kursyw, ale nieładnie to wygląda. Może pomyśleć nad innym ułożeniem słów, albo kursyw? Np. ja bym zostawił tylko w 'stalowym niebie próżni' i dał w 'niezbyt'.
Duże litery, chociaż z reguły mierzą mnie - tutaj wydają się w miarę dopasowane, w końcu ten krzyk wywrywa z takiej monotonii zbyt długiego i przegadanego wiersza.
ale nic to przesz ja się nie znam więc zbytnio się nie przejmuj:P:)))
pozdrawiam z pod kapelusza mrużąc oczy porażone wielkimi literami:)):x:P
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze.
chylę kapelusza który zamierzam już niedługo kupić:)
świetny