po co mieć do bólu swoje zdanie,
wykute na blachę
niepewnym ruchem kija myśli
na piasku pamięci.
zdanie nadrzędnie złożone
z wątpliwości i
pytań, z którymi nie liczy się nawet
zepsuty kalkulator –
otrzymany na komunię w roku,
psio bezpańskim,
tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym
pierwszym,
a już na pewno nie weźmie ich
pod uwagę –
ale pod lupę – nieuważny matematyk
poprawności politycznej.
po co zdanie, któremu się zdaje, że
zdaje się na logiczny
rachunek nieprawdopodobieństwa
rzeczywistości. po co
zdanie o horyzontach za wąskich,
aby uczcić nim
rocznice ku pamięci. zdanie, które zetrę
zdecydowanie sam
ręką z poobgryzanymi wokół paznokci
skórkami. po co
mieć, gdy w zbyt ogólnym być zostaną mi tylko
atramentowe esy-floresy
wpisane na białe karty zeszytu w linie
papilarne.
Jest poetycko, nowocześnie, tak się teraz pisze. Wzór, man : )
głęboki ten twój rozciągacz myśli trafił
ale mimo wszystko strasznie mi trzeszczą te"zdania"i "zdaje"... jak rozstrojony saxofon pod koniec koncertu...
Co do rozstrojonego saksofonu zdania... Dobrze, że trzeszczy.
Pozdrawiam!
no skoro ma trzeszczeć... niech trzeszczy:)))
pozdrawiam too
bardzo na tak jeśli chodzi o zapis...słowa same prowadzą. się czyta. bardzo się czyta.