podano do stołu z przechwałką
jakie wykwintne aż delikatne
z uśmiechem rzucone smacznego
pewnie nawet szczerze
zbity kotlet wpatruje się we mnie
nie wyrzutem ani też pretensją
w głębinie wielkich oczu smuci się tęsknota
w łzach odbija się las jesienią kolorowy
ukochany koziołek z krótkimi różkami
smak ostatniej zajęczej koniczyny
najświeższy zapach wolności
polałem rany kotleta lub bitki
jak kto woli sosem z ziaren gorczycy
naturalnie wyhodowanych na zaoranej duszy
pokazałem mu widok z parapetu głód
odgoniłem suchym chlebem przecież
zboża nie płaczą
nawet nie mają oczu
a ona i tak nie zmartwychwstała
ale dzikie zwierzęta... a szególnie sarna ze swym niewieścim wzrokiem...
pfff
dlaczego? bo właśnie tak to widzę, bo tylko tak mi się podoba.. bo tak można jak mawiają poloniści