pięty Fausta popękały jak koryto Cedronu
wracamy do śpiewających źródeł po zimowej pełni.
dotrzemy tam mniej więcej inną drogą
i nie będziemy powtarzać w pamięci imion nie tych miejsc,
wyznań przechodniów, którym zdawało się
że udają ludzi, choć strach na wygonie bardziej czuł
ich pustkę i ciężar naszych cieni.
szeleszczę w gałęziach kiedy drżeniem głosu
zaklinasz drzewo w ogrodzie by znowu zakwitło.
czekam -
przyjdź, a ja rozwieszę pomiędzy ustami mosty i zapalę ogień
niepapierowy, podłogę wyścielę ciepłotą stóp dochodząc
do wniosku, że warto było stawać na progu,
patrzeć pod słońce,
czekać aż zaplączesz palce we włosach i niemo zapytasz
czy jutro będzie smakować kawą przy wspólnym stole.
rankami będę wymiatać pajęczyny, zakurzoną mądrość
zmywać z czoła,
cztery kąty nauczę słuchać, śpiewać na dwa głosy,
zmęczenie zbierać z twarzy w zagłębienia dłoni,
nocą gasić jedwabiem skóry pragnienia.
kiedy będziesz przechodzić przez park wyobraźni
zatrzymam się w biegu,
wyjmę z szafy dziewczęce sukienki.
będą pasować jak ulał do tańca.
w ich fałdach ukryję okruchy niepokoju,
zejdą się pogody i zapomną troski.
nocą deszcz na szybach zapłacze z radości.
ucałuję cię w czoło i będzie wszystko,
jak być powinno...*
dzięki ;)
nocą deszcz na szybach zapłacze z radości.
--pokusiłbym sie o pozbycie się powtórzenia . przez zamianę na coś podobnego , lub wyrzucenie 1 sztuki.
,,jedwab skóry pragnienia,, również troszke naciągnięte. te dwa miejsca mi zgrzytają w perełce jaką popełniłaś .
Nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej, tak : )