Literatura

Statek trzeźwy starością (wiersz)

Andrzej Talarek

Kolejna odpowiedź jednej z moich młodzieńczych fascynacji, Arturowi Rimbaud, którego Statku pijanego długo nie roumiałem, gdy miałem lat tyle co on, gdy wiersz - poemat pisał albo niewiele więcej. Gdy go przeczytałem jako stary człowiek, napisałem moją wizję tego wiersza, zapewne nieumywającą się do orginału, ale przecież mogę próbować.

  

Statek trzeźwy starością

 

Korytem  starej rzeki niesiony na morze,

Pośród znajomych mielizn i na wyspach krzaków,

Mijałem obojętnie,  ciągnących w uporze

Stare statki na linach, znużonych burłaków.

 

Już swobodny u ujścia, ster twardo trzymałem,

Świadomy, że w ładowniach  wełny są i zboża,

I że dopłynąć muszę, właśnie tam, gdzie chciałem,

A nie tam, gdzie nad morzem krwawa błyszczy zorza.

 

 I choć przypływy wściekłe w statek uderzały,

A odpływy go niosły w niezbadaną stronę,

Dziecięce me wspomnienia pierwszeństwa nie miały

Nad rozumu zimnego logiki skończone.

 

Nie spałem pośród burzy, zakręconych wirów,

Nad statku dzikim tańcem  czuwałem wśród nocy,

Ułuda świateł znikłych,  kosmicznych  kadrylów,

Na dwie czwarte, sześć ósmych, wołała pomocy.

 

Fala wielka i czysta na statek się wdarła,

Spłukała z niego brudy wspomnień i urojeń,

Resztkami sił upadła, rozklapła umarła,

Oddając mi do władztwa całe morze swoje.

 

I odtąd już płynąłem swobodny i pewny,

Przez wody wypełnione Muzyką  zachodu,

Do którego prowadził ślad  powietrzem, zwiewny,

Na gwiazdach rozwieszony, umarły za młodu.

 

Na wodach, które mają marzenia żeglarzy

Zamknięte w swojej toni jak w grobowca skrzyni,

Wymyślałem od nowa do marzeń tych twarze

Prawie tak, jak na Końcu dobry Bóg uczyni.

 

Nie godziły się na to pękające nieba

Gromami, które do mnie pędziły z łoskotem.

Woda i elektryczność; do stworzenia trzeba

Jeszcze tchnienia jedynie, które przyjdzie potem.

 

Teraz słońca widziałem wirujące wkoło,

Ptaki w szaleństwa locie pośród sinych toni

I grzędy  piany białej zwieńczającej czoło,

Tego co z wody morskiej wkrótce się wyłoni.

 

Czekałem i marzyłem pośród fal olśnienia,

Pośród srebrzystych uciech, szafirowych dzwonów

W głębinie dźwięków sytych,  niegodnych istnienia,

Płytszych od wielkiej ciszy nabrzmiałych balonów.

 

Modliłem przeciw morzom modlitwy wytrwałe,

Raf czerwonych grzebienie myślami gładziłem,

Jasne stopy Maryi rozgniatały skałę,

O którą okręt stary   omal nie rozbiłem.

 

Dotykałem bajecznych pod-wodnych ogrodów

Gdzie się wiły istoty pozbawione duszy,

Roiłem w odpocznieniu u początku schodów,

Że mnie żaden poczwarny lewiatan  nie ruszy.

 

Przepłynąłem  przez bagna, fermenty i sieci,

Pokonałem  wód spadek  w niezmierzoną głębię,

By przejść na drugą stronę, tam gdzie tylko dzieci

Sny swe opowiadają beztrosko zupełnie.

 

Łapałem ryb tęczowych ławice ulotne

W dłonie,  ryb śpiewających w lotną siatkę nieba,

Trzymałem je nad głową, gdzie słonce samotne

Wysuszało ich ciała  na pokarm, do chleba.

 

Który nie znam języków, poplątania mowy,

Tłumaczyłem dla dzieci jasne wierszowiny

Ze statku wyrzucane, w nadziei słów nowych,

Węzłów  mowy, potrzebnej jak od logu liny.

 

Chłodem Morza Zimnego porażony  biegłem

Przez namorzyny ostrej  zagony czerwone,

Palące niby Piekło, dopóki dostrzegłem

Drogowskazy wiodące na wód dobrą stronę.

 

Przesunąłem bieguny na przeciwne skraje

Morza magnetycznego, gdzie tańczą fizyki

Ptaki obsiadłe, wyspy, ich dziewicze raje,

Zamknąłem pośród linii biegnących do nikąd

 

Niby statek płynący nad glonów brodami,

Chociaż w eter i światło wiodła mnie pokusa,

Z każdym węzłem trzeźwiałem bardziej, gdy przed nami

We mgle się pojawiła jasna twarz Chrystusa.

 

Dość już miałem majaczeń, spijania otmętu,

Pogrążania w młodości narkotyku słodkim,

Krzyknąłem gdzieś za siebie, do widma okrętu,

Zabierz ze sobą rymy, przenośnie i zwrotki.

 

Utoń wraz z nimi w  wirze, zabierz swoje czary

Ułudne i wraz z nimi pogrąż w wiecznej toni,

Zatrać oczy panterze, olbrzymie wężary,

Drzewa na skroś przeżarte jadem czarnych woni.

 

Nie jesteś już potrzebny okręcie widmowy,

Twa tęsknota kałuży jest czystym fałszerstwem,

Europa dziś mówi wyrazem gotowym,

Fastfudy dziś,  jej mowy, są udzielnym księstwem.

 

A co do mnie, to wiatry nadal mi sprzyjają,

Twarz Chrystusa na żagle zabrałem w pokorze,

I choć tak mały jestem, to Słowa mi dają

Siłę taką, że mogę w każde płynąć morze.

 

I do portu potrafię dopłynąć z towarem,

Poprzez sztormy i wały, bieguny, szafiry,

Poprzez ssawki, wichrzyce wzmacniane bezmiarem,

I niewarte tu wzmianki, rozpijane wiry.

 

 

 

 

 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
humberthumbert 8 kwietnia 2008, 20:39
strasznie mi się ciężko brnęło przez to morze ( i bez jakiejkolwiek przyjemności)
Andrzej Talarek
Andrzej Talarek 8 kwietnia 2008, 21:12
Nie wiem, czy ja moge tu pisać, jako oceniany (źle) autor, jako że nie mam doświadczenia z tą stroną, jednk spróbuję.
Ja powiem tak: mnie się także ciężko brnęło przez wiersz Artura Rimbaud, pewnie go nadala nawet na stare lata, nie zrozumiałem. Trudno jednak dać odpowiedź w innej formie niż orginał. A że nie dostarczyłem czytającemu przyjemności - przeboleję. Może któryś z kolejnych wierszy, a napisałem ich przez dwa lata dużo, spodoba się moim krytykom.
Pozdrawiam serdecznie
Andrzej Talarek
ps a pisanie wierszy traktuję wyłącznie jako zabawę, bez ambicji nieobcych moim kolegom, którzy poezję traktują jako misję, więc i złe opinie przeżyję.
Marek Dunat
Marek Dunat 8 kwietnia 2008, 23:32
wiersz bez końca . jako fragment większej całości - tak . jako samoistnie egzystujący utwór - nie . jest rytm , jest klimat opowieści końca XVI wieku . są opisy . niby wszystko ok. , ale po przeczytaniu całości ma sie dziwne uczucie ,że jest jakieś dalej . a czy owo dalej jest , autor nie mówi .
Andrzej Talarek
Andrzej Talarek 9 kwietnia 2008, 19:11
Bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego uważasz, że klimat wiersza jest z końca XVI wieku. Mnie się mimo wszystko wydaje - chociaż moge się mylić - że wiersz ten napisałem w klimacie Statku pijanego, który Arthur Rimbaud napisał ok. roku 1865. Chyba jednak z Kochanowskiego niczego w tym wierszu nie ma. Kuda mnie do wielkiego poety, jakim był Rimbaud, ale jednak mam nieodparte wrażenie, że tak klasyfikując, jego poemat też musiałbyś (musiałabyś) uznać za nie samoistny, tylko za część większej całości.
Pozdrawiam Serdecznie
Andrzej talarek
Marek Dunat
Marek Dunat 9 kwietnia 2008, 21:11
no oczywiscie mały aczkolwiek zmieniajacy wiele lapsus wkradł sie w mój komentarz . zjadła sie kreseczka. a ja myslałem o zapomnianym pisarzu angielskim żyjącym w XVII wieku Robercie Southwell. pisał on raczej poematy mistyczne , jednakowoż Twój statek jako żywo przywołał takie właśnie mistyczno religijne we mnie skojarzenia i ... popłynałem :). pana Artura R. oczywiscie sobie poczytam , bo przyznaję nie znałem jego twórczości , a nie zwróciłem uwagi na Twój komentarz nad wierszem . lubię klimat takich opowieści i myśle ,że bedzie to przyjemna lektura. pozdrawiam .
Michał Domagalski
Michał Domagalski 9 kwietnia 2008, 21:25
Oj! Anathema, Ty się nie przyznawaj, że "Statku pijanego" nie czytałeś, bo wstyd! <sic!>
Marek Dunat
Marek Dunat 9 kwietnia 2008, 23:36
no wstyd był . juz nie jest !! :D a czytałeś skowyt Michale ? jeśli nie to wstyd :)
Michał Domagalski
Michał Domagalski 10 kwietnia 2008, 17:49
Jeżeli chodzi o wiersz Allen'a Ginsberg'a to znam. Ale w moim przypadku wstyd byłby dwakroć mniejsze: 1) nie ja tu jestem opiekunem, 2) Artur Rimbaud jest chyba poetą, który miał większy wpływ na kulturę.
Pozdrawiam!
Marek Dunat
Marek Dunat 10 kwietnia 2008, 17:58
wszystko zależy od punktu widzenia Michale. bycie opiekunem nie powoduje konieczności poznania całości literatury świata . a znasz Ty przypowieść o belce i wielbłądzie ? :) a może Ty z tych co to pierwsi do walenia kamieniem ? :)
Michał Domagalski
Michał Domagalski 10 kwietnia 2008, 21:02
Ja nie mówię o całej literaturze świata, ale o jej przełomowych momentach. I że wstyd byłby w moim przypadku po prostu mniejszy. Co do rzucania (chociaż widzę, że Ty wolisz walić): 1) Nie lubię kategorii 'grzechu', ze względu na to, że jestem niewierzący. 2) Można spokojnie tak sobie odbijać piłeczkę różnymi powiedzeniami, tudzież cytatami. Ja mogę rzec: 'prawdziwa cnota krytyk się nie boi'.
Ale takie cytatowo-powiedzeniowe dysputy o niczym tam nas właśnie doprowadzą. Ważniejsze wydaje mi się: dlaczego nie pojawił się żaden argument za niedopuszczeniem tego wiersza do publikacji.
Pozdrawiam!
PS
Cóż znaczą uśmieszki w Twoich komentarzach? Szyderstwo? Ironię? Żart?
Marek Dunat
Marek Dunat 10 kwietnia 2008, 21:05
wyrozumiałość Michale. :) argument sie pojawił . czytaj.
Michał Domagalski
Michał Domagalski 10 kwietnia 2008, 21:10
Jeżeli tym argumentem jest pozorna fragmentaryczność, to dziwny to argument (po postmodernizmie, "zawsze fragment" Różewicza itp.), a jednocześnie już odbity przez samego autora. Jest jeszcze jakiś?
Pozdrawiam!
przysłano: 8 kwietnia 2008 (historia)

Inne teksty autora

Pleśń
Andrzej Talarek
Przesilenie wiosenno letnie
Andrzej Talarek
Pierwszy dzień lata
Andrzej Talarek
Pentaemeron
Andrzej Talarek
Z Horacym o przemijaniu
Andrzej Talarek
Grochowiska
Andrzej Talarek
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca