zimno
pochylone zbocza nie przyjmują już ani kropli
deszczu. coraz mniej jesieni odkąd znęcamy się nad
światłem i bez pardonu w chmury strzelamy kłębami
swoich win. niebo przyjmie wszystko w zamian odda
ziemię- matkę złajdaczoną do granic. postaci splugawionych
wądołów. szczyty przenikniętych głębią
wewnętrznego morza. zaczyna się koniec świata krajów
płynących mlekiem . już czas. odliczanie wstrzymano
z westchnieniem ulgi i znów do początku i znów
do końca. czas myśli wyplutych z niewiarą wprost
w twarz bogów. a ci grają nimi budując
podniebne burdele
ale splugawione wądoły to chyba jakas jazda:P
Tak to, Marek, zmusiłeś mnie do myślenia w ten piękny poranek. :)
Uważam, że to dobry, mądry wiersz.
nie chce mi sie czytać moich gniotów Ew. tym bardziej na głos. ale tak se pomyślałem ,że dla Ciebie dodam kropeczki tu i ówdzie. ;)
które z powyższych, panie definicjatorze?
:)