nim cię wyłuskam z koszuli
nocnej zjawy nade mną
naucz mnie chodzić po szczęściu
boso ale w skarpetkach
dotykać byle bez śladów
jak złodziej co chce mieć alibi
gdy kradnie różę sąsiadce
i pije z nią na pohybel
tym co je wyrwą garściami
biorąc jedną lub wcale
jak suszki głową ku ziemi
pełną codziennych zawaleń
nim ranek wyłuskam z pościeli
senność uczeszę pod włosy
naucz mnie chodzić po życiu
podkutym a jednak bosym
czytam tutaj tęsknotę za takim jakimś rodzajem "miękkosci", którą dają bose stopy. prosba o hmm..zezwolenie? wprowadzenie? do swojego rodzaju wrażliwości.
ta miękkośc może byc też "bliżej ziemi", z tym kojarzy mi się chodzenie bez butów, ale pewnie to moja nadinterpretacja.
z drugiej strony życie podkute, czyli wiadomo, twardym trzeba byc nie mientkim.
całośc jak dla mnie trochę przekorna, szczególnie druga strofa. no. tak se dumam nad nim.