Powierzchowności rysem się jarzy
Choć w pospolitość odział się czystą
Blask nuty z czerni wyłomem zdarzy
Błędność płynności zwie go artystą
Litości uśmiech, obłok zachwytu
Z pozoru wkłada w prywatną niszę
On bez pretensji marzeń błękitu
Prąc rytmem rwanym słowa napisze:
niedokładnych figur potok prze-
znaczę kładłszy jako pereł sznur
zdobiący szyję
wieprzy nie z mego stada
mędrków i pasterzy
znających ogniwo
wszechwiedzących
poszukiwaczy tego co w lektyce
błogosławię bratersko
trzy słowa słysząc
echa uśmiechu
stanowczego kroku wznoszenia
upadania nie na daremnie
Półświadom lotu porządku
Wyłamie kratę wyjątku
Gdy spokój ciszą on zmąci
Ego mu ramię przetrąci
Zbierając się właśnie wtedy
Ułamek ujrzy swej schedy
Kaleki kontur widzenia
Ma posmak nie-do-karmienia
Wdzieje garnitur korzyści
Mamrocząc: Coś tam… artyści
Naoczność choćby i matnią
Jednak wykładnią ostatnią
Dziś czasy poezji zmroku
To średnio tylko go bije
Bo zżera w spazmie amoku
Niepewność, dla której żyje
Artysta
Tommy Gun
Tommy Gun
Wiersz
·
22 września 2009
ps.i zerknij jeszcze na komentarz do Twego komentarza pod makjólaturom.