zabiłam
mogę już się położyć
odpocząć od tej naiwności od tego śmiechu
niechcianego a jednak
ciężko jest zasnąć ze zwykłym spokojem powiek
wiecznie wilgotnych okien dookoła obrośniętych
grzybem to nie ja jestem winna
kilka groszy własnej duszy tak zarabiam na słowie
co łaska nie starczy liter na całe życie
wtedy nie mam nic do stracenia co mogłabym zużyć
jak mchem porośnięty pień jeszcze pamiętam
swoje ciało każdą gałąź zakwitającą a moje drzewo
spróchniało nie ma mnie wciąż pustka nie do wypełnienia
poszerza się o każdą marną szansę
zostawili ślad we mnie tylko mech
na pniach grzyb na ścianie
samobójców wieczna cisza a przecież mógł być
płacz i niedopite nie sumienie
moje dziecko mogło być nadal wymiociną poezji
zubożałym opryszkiem w cudzym ubraniu
dziś pewnie miałoby siedemnaście lat wszystkiego
najlepszego moje oko moja twarz moje ciało
obcy naród jak złośliwy samotnik
mogę zasnąć o piątej pięćdziesiąt kuląc głowę
do łona z wbitymi palcami w uda zębami w kolanach
nie chcę spać
znieczulenie przestało działać gdy odeszło
Nawet mam ulubiony fragment:
"dziś pewnie miałoby siedemnaście lat wszystkiego
najlepszego moje oko moja twarz moje ciało"
jeszcze raz: wow!
fiaga, ukłony ode mnie.:)
z tym mchem to fakt, jest go dużo, ale to dlatego, aby jego widok towarzyszył przez cały wiersz.
ciesze się eS niezmiernie, że cię wzruszył, bo wiesz, tkwiłam w przekonaniu że jeśli wzbudzam jakieś uczucia to tylko takie drażniące drugą osobę. podważyłaś to, więc mam nadzieję, że ten komentarz był szczery:P
"kilka groszy własnej duszy tak zarabiam na słowie
co łaska nie starczy liter na całe życie
wtedy nie mam nic do stracenia co mogłabym zużyć" - poezja o poezji. Metapoezja? Do mnie takie zabiegi jak najbardziej trafiają.