Spoglądam na świat przez okno. Czwarte
piętro. Wygodnie mi tu, nawet z lękiem
wysokości. Tylko schody butwieją. Coraz
trudniej je zreperować.
Los uśmiechnął się nieśmiało. Podał narzędzia
i deski. I stała się wygoda.
Inni z zadowoleniem wspinali się
ku górze. Mnie pozostało wczorajsze kalectwo.
Przepraszam, wariuje mi klawiatura :)
Nie "wstrzelam" się w temat, bo zbyt go czuję. Najlepszy Twój - tak uważam.
W sumie to się go przyczepiłam i doszłam do uproszczenia: podmiot jest w jakimś sensie niepełnosprawny. Los, który uśmiecha się nieśmiało zsyła narzędzia, ale nie jemu tylko tym innym. To oni zreperowali schody, bo podmiot nie był w stanie. Im dało to satysfakcję i to ich wspinanie, to uczucie że są przez ten czyn lepsi, bo pomogli. Tak naprawdę pomogli jednak sami sobie, bo podmiot nadal jest kaleki, więc dla niego wiele się nie zmieniło. Właściwie to nic się nie zmieniło.
Oczywiście to zupełnie swobodny odbiór. Taki na teraz, bo czasami za dwa dni ten sam tekst znaczy zupełnie coś innego. I bardzo dobrze. :)
ja mam 2 interpretacje jeszcze inne. zobaczę, czy inni się w nie wstrzelą.