Wiesz, mam już w sobie pokorę, chociaż gdzieś tam wciąż zalega zbyt wiele bełkotu. Jednak podleczyłem się, lekarze powoli uzupełniają niedobory szczęścia. Zrobili operację na otwartym mózgu – zakleili dziury, połączyli ścieżki. Jest dobrze.
Było. Niestety ktoś musiał zarysować na gębie cyniczny uśmieszek. Teraz nie mogę go zmyć. Polecisz jakiś środek, po którym nie zacznie boleć głowa? Zależy mi na tym, przecież masz doświadczenie w skutecznym przekształcaniu maski twarzy.
Sama mówisz, że nadal brakuje we mnie zdań. Próbuję ułożyć choć jedno, niestety słowa wyschły wraz z upływem czasu, a moje ręce są takie nieporadne. Wkłucie centralne powinno załatwić sprawę – uzupełni wodę, dostarczy glukozy. Będzie więcej siły na transport aktywny myśli. Może ten cement da radę?
Lepiej porzuć mnie jak odkłada się misia na półkę. W końcu nie dam sobie rady z życiem. Proszę tylko o jedno – czasem przypomnij sobie o mnie, gdy ściągniesz na chwilę z mebli, żeby zetrzeć kurze.
Wiesz, mam już w sobie pokorę, ale brakuje ciebie. Wyjdę przed siebie, zrobię trzy kroki w przód. Ty tradycyjnie nie ucieszysz się z mojego pomyślnego zejścia. Będziesz ostatnim powodem do samoodstrzału.
Zawsze, ale to absolutnie zawsze więcej znaczy dla mnie treść. Szukam przekazu, punktu odniesienia. Słowem - interpretacja przede wszystkim, analiza formy idzie na drugi plan (w pewnych przypadkach staje się zupełnienieważna).
Powyższy tekst odbieram jako swego rodzaju manifest lub list. Jak mniemam, do jakieś kobiety, która odeszła, bo nie mogła wytrzymać zachowań bohatera (autora? przecież to list...), a on za nią tęskni. Podczas czytania nasuwa mi się jedna myśl: znowu się chłopak oszukuje...
Dlatego napisałam właśnie tak.
Jeśli zaś chodzi o formę, to znalazłam kilka sprzeczności, ale wysil mózg i poszukaj ich sam.