W końcu to zrobiłem. Wziąłem ołówek i pisałem cię kawałek po
kawałku. Muszę przyznać, że twoja bezradność była pociągająca. Najpierw
spotkanie, potem zapach nocy - trochę jak w filmie, wiem, ale teraz
to nieważne. Podniecony patrzyłem, jak stajesz się wierszem raz po raz. Przyciskałem
ołówek coraz mocniej, a on sprawiał cię nad wyraz i byłaś tam. To niewiarygodne, jak
ty bardzo tam byłaś. Szybko
dopisałem cię w każdym szczególe. Włosy jak powietrze i perły, perły
perły! Rozmawialiśmy o tym, o czym się nie mówi głośno, a nasz szept był
pyszny i czysty. Śmialiśmy się - pamiętam twój śmiech dokładnie.
Dziś często siadam obok, ale jej już nie ma. Została tylko straszna biel
kartki, na której naiwnie stawiam litery ciężkie jak łzy.
kawałku".
Świetnie dynamiczny ten wiersz. Rozpędzasz mocno, żeby szczytować perłami. A potem - potem to już tylko życie.
Podoba się bardzo.
i po co ten krzyk przy perłach? wspomnienie pereł powinno rozrzewniać chyba a nie wrzeszczeć.
:)