4.37
Trwaniu oddałam wieczne swe momenty
Leżę. Leżysz. Leżymy tak niepołączeni
Leżymy. Wyprostowana, Ty zmięty
Jak koszula wieczorna. W bieli
Zapamiętałam tchnienie poranka.
7.52
Delirium. Daj mi leki do śniadania
8.13
Między nami musi zostać tamta pralka
Bym trwała. Leżę wiecznie niezapamiętana.
W końcu Twoje koszule powinny być białe
Więc ona musi tu być. Nie mogę sama
Cię dopilnować. Zaś dłonie jej małe…
9.17
Może nie widzisz jak w filiżance kawa
Drży. Tymczasem nie mogę dać Ci żyć.
14.05
W międzyczasie pozwolę nam umierać.
17.44
I ku ścisłości. Przestań ze mnie kpić.
Trochę chaotyczne podejście do interpunkcji.
Dwie ostatnie części są super, moim skromnym zdaniem.
Za to poprzednie przekombinowane i dziwne.
Nie umiem jeszcze sama szlifować wierszy. Te godziny są prawdziwe. więc się nie dziwie ze o 4 rano wyszło dziwnie.
A propos całości...zaczynasz bardzo słabo, potem jest lepiej, ale niezbyt wysoko, a na koniec całkiem całkiem (Boże, jakie słowa są nieprecyzyjne). Dziwne rzeczy dzieją się tu z szykiem...momentami zupełnie wybija z rytmu lektury. Kolejne cząstki mogłyby wykazywać choć minimalne zależności składniowe...do dopracowania. W tej formie na "nie".