[...]
dzisiaj, po raz pierwszy widziałem drapacze mgły
będę się tym dzielił stopniowo i może wystarczy
na jakiś czas. z innych znaków
uciekły mi obydwa autobusy i tym sposobem
przystanek Słodowiec stał się miejscem przesiadek i ciągów dalszych
(władzom pod rozwagę), gdzie, po raz trzeci już
przytrafił mi się ten facet, różowy i okrągły, a potem
potem przyszła dziewczyna w kształcie gruszki i zapragnąłem nagle
żeby on powiedział
i powiedział chyba do niej zapomniałem
zapomniałem zatęsknić. i może coś jeszcze o tej tnącej ściany mgle
*
pamiętam z dzieciństwa, że najstraszniejsze były
późnowieczorna mgła i czerwony księżyc. pamiętam, bo nie znalazło się na liście zapomnień
bo strach staje się powtarzalny i tandetny
bo bałem się wilkołaków, a powinienem wilków (według dziadka)
nie mogę sobie przypomnieć, czy już wówczas wiedziałem, że jestem śmiertelny
*
nie mogę sobie przypomnieć, czy to robiło jakąś różnicę
*
(Mała nie boi się wilków
zza szafy wygląda ropiejący na zielono kosmita
ratujemy ją za pomocą superzegarka i światła
czasem mówi bądź potworem
i wtedy walczę sam ze sobą)
*
(a Mała wciąż nie wie
chciałabym już pójść do Nieba
kiedy tam pójdę?)
(tak
kurewskie przerażenie)
*
wiem doskonale co zrobić z rękami
chociaż boję się trochę, że zaprowadzą mnie do piekła
(nie ma piekła nie ma)
i przyjdzie diabeł i zeżre też ciebie
bo wiedziałem co zrobić z rękami
bo nie ma piekła nie ma
bo nie wierzyć trzeba nawet mocniej
*
wczoraj po raz pierwszy widziałem drapacze mgły
szkoda, że nie mnie przyśnił się
ścinający wszystko nóż
urwałem się w połowie
tak nas wyobraża sobie to miasto:
wyłaniamy się z obskurnej bieli
i chyba skrzypimy na śniegu
nikniemy z oczu
[...]
Proponuję wyróżnienie wiersza.
Pozdrawiam
jej, szkoda moich słów. chłonę, po prostu chłonę.
Zasłużone gwiazdy!
wiersz ma już kontynuację, ale wiadomo jak jest z sequelami - zazwyczaj powielają pomysły pierwszej części z dużo mniejszym polotem, zresztą cykle (zwłaszcza niezaplanowane z wyprzedzeniem) nieszczególnie mi chyba wychodzą, zatem nieprędko się tutaj objawi.
jeśli chodzi o oś utworu, punkt wyjścia, to była tęsknota i jej (wbrew pozorom) nietrwałość, nadto miał to być wiersz o jak największym bagażu osobistym (stąd taki trochę blogowy tytuł i chaotyczna forma) o przetwarzaniu wspomnień, co jak sądzę działa również w drugą stronę, bo nie tyle jesteśmy produktem własnej przeszłości, co wspomnień o niej. wszak jedyna przeszłość, to ta zapamiętana. a ponieważ jednocześnie zapamiętane, niekoniecznie znaczy rzeczywiste, więc i tutaj miejscami jest trochę bajkowo - nieodłączny atrybut dzieciństwa. sam wiersz pisał się początkowo dosyć instynktownie, jak wieża z klocków, począwszy od prostej impresji zapoczątkowanej tymi drapaczami mgły - autentyczny warszawski obrazek, zeszłoroczny bodajże, zresztą obecnie uwielbiam mgłę. ;)
nigdy nie szkoda słów, mamy wszak spory ich zapas ;)
zaczerwienienie wiersza może i rozumiem, ale dlaczego mnie również przy okazji?;)
bardzo dziękuję wszystkim
A.