muszę przyznać, że trochę mnie zastrzeliliście, zatem odpowiedź będzie trochę chaotyczna.
wiersz ma już kontynuację, ale wiadomo jak jest z sequelami - zazwyczaj powielają pomysły pierwszej części z dużo mniejszym polotem, zresztą cykle (zwłaszcza niezaplanowane z wyprzedzeniem) nieszczególnie mi chyba wychodzą, zatem nieprędko się tutaj objawi.
jeśli chodzi o oś utworu, punkt wyjścia, to była tęsknota i jej (wbrew pozorom) nietrwałość, nadto miał to być wiersz o jak największym bagażu osobistym (stąd taki trochę blogowy tytuł i chaotyczna forma) o przetwarzaniu wspomnień, co jak sądzę działa również w drugą stronę, bo nie tyle jesteśmy produktem własnej przeszłości, co wspomnień o niej. wszak jedyna przeszłość, to ta zapamiętana. a ponieważ jednocześnie zapamiętane, niekoniecznie znaczy rzeczywiste, więc i tutaj miejscami jest trochę bajkowo - nieodłączny atrybut dzieciństwa. sam wiersz pisał się początkowo dosyć instynktownie, jak wieża z klocków, począwszy od prostej impresji zapoczątkowanej tymi drapaczami mgły - autentyczny warszawski obrazek, zeszłoroczny bodajże, zresztą obecnie uwielbiam mgłę. ;)
nigdy nie szkoda słów, mamy wszak spory ich zapas ;)
zaczerwienienie wiersza może i rozumiem, ale dlaczego mnie również przy okazji?;)
bardzo dziękuję wszystkim
A.
Agnieszka - jakie by nie były na pewno są śliczne ;)
smyku - wiosenna depresja? :D
wiersz ma już kontynuację, ale wiadomo jak jest z sequelami - zazwyczaj powielają pomysły pierwszej części z dużo mniejszym polotem, zresztą cykle (zwłaszcza niezaplanowane z wyprzedzeniem) nieszczególnie mi chyba wychodzą, zatem nieprędko się tutaj objawi.
jeśli chodzi o oś utworu, punkt wyjścia, to była tęsknota i jej (wbrew pozorom) nietrwałość, nadto miał to być wiersz o jak największym bagażu osobistym (stąd taki trochę blogowy tytuł i chaotyczna forma) o przetwarzaniu wspomnień, co jak sądzę działa również w drugą stronę, bo nie tyle jesteśmy produktem własnej przeszłości, co wspomnień o niej. wszak jedyna przeszłość, to ta zapamiętana. a ponieważ jednocześnie zapamiętane, niekoniecznie znaczy rzeczywiste, więc i tutaj miejscami jest trochę bajkowo - nieodłączny atrybut dzieciństwa. sam wiersz pisał się początkowo dosyć instynktownie, jak wieża z klocków, począwszy od prostej impresji zapoczątkowanej tymi drapaczami mgły - autentyczny warszawski obrazek, zeszłoroczny bodajże, zresztą obecnie uwielbiam mgłę. ;)
nigdy nie szkoda słów, mamy wszak spory ich zapas ;)
zaczerwienienie wiersza może i rozumiem, ale dlaczego mnie również przy okazji?;)
bardzo dziękuję wszystkim
A.
jej, szkoda moich słów. chłonę, po prostu chłonę.
Zasłużone gwiazdy!